Ministerstwo Śledzia i Wódki – pewnie każdy student słyszał o tym lokalu. Wszechstronny, oferuje jedzenie na ciepło i zimno oraz różnego rodzaju trunki. Teraz nawet tutaj znajdziesz „Gazetę Studencką”. Polecamy do lektury przy smacznym posiłku czy podczas wypadu na drinka ze znajomymi. Dzisiaj pan Bartosz Ferenc – właściciel lokalu – odpowie nam na kilka pytań.
Kim chciał Pan zostać, będąc małym chłopcem? W którym momencie życia zaczął Pan myśleć o prowadzeniu lokalu gastronomicznego?
Jak byłem małym chłopcem, to koniecznie chciałem zostać łowcą dinozaurów. Dopiero potem okazało się, że może być to trudne, więc odpuściłem. O prowadzeniu lokalu zacząłem myśleć na studiach. Dokładniej – siedząc w jednym z opolskich pubów. Wybraliśmy się ze znajomym na mecz. Razem stwierdziliśmy, że to genialna sprawa mieć takie miejsce jak to, w którym się znajdowaliśmy. Pomyśleliśmy, że dobrym pomysłem byłoby, gdybyśmy, zamiast pić (herbatę) i płacić komuś innemu, stworzyli lokal, gdzie to ktoś może przychodzić i płacić nam. Zaczęło się od takiego spontanicznego pomysłu i, oczywiście przy dużym wsparciu mojej żony, udało nam się tego dokonać.
Czyli historia od dinozaurów do pubu.
Dokładnie tak, prosta droga. Jedno z drugim się łączy. (śmiech)
Jest to Pana pierwszy lokal?
Zacząłem od Ministerstwa osiem lat temu, jednak bar znajdował się na Krakowskiej. Był on mały – zaledwie 50 m². Ogólnie prowadziłem trzy lokale. Poza Opolem były to puby również pod szyldem Ministerstwa w Nysie i Legnicy. Natomiast obecnie ograniczyłem się do tego jednego, tutaj na miejscu, w Opolu.
24 października minęło osiem lat od otwarcia Ministerstwa Śledzia i Wódki w Opolu. Czy pub od razu się przyjął? Pierwsze tygodnie zazwyczaj bywają decydujące. Jak wyglądały początki?
Lokal przyjął się rewelacyjnie! Wśród gości odzew był naprawdę świetny. Od samego początku mieliśmy ogrom klientów i standardem było to, że ludzie czekali nawet na zewnątrz, by dostać się do baru. Była to jednak specyfika tego miejsca, ponieważ, jak już wspominałem, lokal był bardzo mały. Zmieniliśmy lokalizację w dużym stopniu właśnie z tego powodu. Potrzebowaliśmy przestrzeni, w której moglibyśmy się rozwinąć. Tutaj mamy 300 m², które umożliwiają przeprowadzanie różnych imprez, nawet tych rodzinnych. Wyprawialiśmy tutaj już wesela, urodziny, a nawet komunie. Mamy duży potencjał na tego typu imprezy.
Z ilu osób składa się obecnie Pańska załoga?
Niestety ze względów przede wszystkim gospodarczych i tego, co obecnie dzieje się w gastronomii, jest to bardzo mocno okrojona załoga. W tej chwili zatrudniam do 10 osób. Natomiast warto zaznaczyć, że w ubiegłym roku podczas wakacji, gdy wypuszczono nas z więzów nałożonych przez sytuację związaną z koronawirusem, to miałem zatrudnione 32 osoby. Więc jak na lokal gastronomiczny było to sporo. Niestety efekty pandemii i sytuacji panującej w gastronomii są takie, że nie możemy dać pracy większej liczbie ludzi. Dlatego działamy w mniejszym składzie.
Jak zmieniło się funkcjonowanie lokalu po zniesieniu obostrzeń związanych z koronawirusem? Czy udaje się stopniowo wracać do tego stanu, który był wcześniej?
Niestety nie. Sytuacja nawet nie jest w pobliżu tej, która była wcześniej. Składa się na to wiele czynników. Jednym z nich jest to, że po dwuletnim zamknięciu w domach ludzie przywykli do siedzenia w czterech ścianach, tam się spotykają i dużo rzadziej mają ochotę na wyjście gdzieś ze znajomymi i zobaczenie się z nimi na mieście. Druga rzecz jest taka, że ludziom po prostu brakuje pieniędzy. Galopująca inflacja sprawia, że mogą dużo mniej przeznaczyć na rozrywkę czy relaks – są to pierwsze rzeczy, z których się rezygnuje.
Czy jest ktoś, kto jest tutaj z Panem od samego początku?
Od samego początku nie, aczkolwiek już od siedmiu lat są ze mną dwie osoby. Jak na gastronomię to już jakby byli na emeryturze. (śmiech) Są to Beatka – barmanka i kierowniczka baru – i Paweł – menadżer. Na początku to ja stałem za barem, jednak gdy biznes zaczął się rozrastać, potrzebowałem osób, na których mogłem polegać i była to właśnie m.in. ta dwójka.
Jakie pozycje z karty dań mają największe wzięcie?
Chciałbym powiedzieć, że sałatki i świeżo wyciskane soki, bo wszyscy powinniśmy być fit. Jednakże jest trochę inaczej. Największym powodzeniem cieszy się tatar – i jest to w zasadzie coś niezmiennego od samego początku naszego istnienia. Mimo że mamy bardzo szeroką kartę, która również przyjęła się świetnie, to jednak tatar króluje. Jesteśmy z nim od zawsze kojarzeni, a przyczyną tego, wydaje mi się, jest receptura, która jest niezmienna od lat. Natomiast jeśli chodzi o trunki, to napoje wyskokowe tradycyjnie pasujące właśnie do tatara. Głównie powodzeniem cieszy się nasza cytrynówka, która przez wielu uważana jest za najlepszą (niektórzy proszą nawet o opcję na wynos).
Weekend hawajski, grecki, impreza halloweenowa… A teraz? Co nowego w planach i skąd czerpie Pan pomysły na tego typu wydarzenia?
Planów mamy mnóstwo. Lada chwila będziemy obchodzili urodziny lokalu. Będzie to duża impreza. Jest to kolejna świeczka na torcie, którą można zdmuchnąć i bardzo mnie to cieszy. Wydarzenie to przyciąga wielu ludzi, nawet bywają osoby, które były z nami od początku, jeszcze na Krakowskiej; teraz już mieszkają poza Opolem, a mimo wszystko przyjeżdżają na tę imprezę. Bardzo sobie to cenię. Oprócz tego harmonogram mamy naprawdę napięty. Przeważnie co tydzień lub dwa organizowana jest jakaś impreza tematyczna. Pub jest dobrze zlokalizowany – samo centrum rynku, więc trudno tu nie trafić – do tego jesteśmy lubiani i popularni. Wychodzimy jednak z założenia, że nie można spocząć na laurach, tylko cały czas trzeba wymyślać dla klientów coś nowego. Szczególnie teraz ważne jest, aby przyciągać ludzi do siebie, z tego powodu właśnie ciągle staramy się zaciekawiać gości. Wymyślaniem tematów przewodnich zajmuje się moja ekipa. Robią to świetnie, mają dużo pomysłów i dzięki temu imprezy te cieszą się dużym powodzeniem. Mam nadzieję, że goście poczują się docenieni, bo tak naprawdę jest to robione właśnie dla nich.
Lubi Pan to, co robi? Czy prowadzenie lokalu jest dla Pana przyjemnością? Jaką widzi Pan dla niego przyszłość?
Już odkąd porzuciłem marzenia o byciu łowcą dinozaurów, ciągnęło mnie do gastronomii. Chociaż prowadzenie firmy nie jest łatwe, to cieszę się z tego, co robię. Poza Ministerstwem działamy również w innym miejscu. Mianowicie wracamy niedługo z pizzerią Ambasada, która, mam nadzieję, również będzie cieszyła się powodzeniem wśród studentów. Tak że cały czas krążę gdzieś wokół gastronomii, co mnie bardzo cieszy. Daje mi to też możliwość spędzenia czasu z rodziną, ponieważ sam ustawiam sobie godziny pracy. Mam troje dzieci i dzięki temu mogę sobie pozwolić na to, by poświęcić im czas.
Studiował Pan na Uniwersytecie Opolskim, jak wspomina Pan ten czas?
Jestem magistrem politologii, a mówi się, że opolska politologia jest wylęgarnią talentów gastronomicznych i rzeczywiście coś w tym jest. (śmiech) Mam w branży gastronomicznej wielu znajomych, którzy są właśnie po ukończeniu tego kierunku. A czas ten wspominam rewelacyjnie. Był to najlepszy okres w moim życiu. Studiowałem pięć lat, były to studia jednolite magisterskie. Politologia to kierunek, który nie wymaga poświęcenia zbyt wiele czasu na siedzenie nad książkami. Natomiast bardzo rozwija socjalnie, można poznawać wiele nowych osób i spędzać miło czas. To właśnie na tym skupiłem się podczas studiów. Niektóre znajomości z tamtych czasów zostały do dziś. Zresztą moją żonę poznałem na studiach i jesteśmy od tego czasu razem, tak że wspominam je jak najbardziej pozytywnie. Mam nadzieję, że nasze dzieci, jeśli tylko będą miały chęć, również wybiorą studia na Uniwersytecie Opolskim. Ta uczelnia ma swój niesamowity klimat.
Na koniec może kilka słów do naszych czytelników?
Nie dajcie się zwariować. Nigdy nie doświadczycie prawdziwego życia studenckiego, jeśli będziecie zamykali się w akademikach czy mieszkaniach, bo ktoś Wam wmówił, że tak jest bezpieczniej. Może jest to niepopularna opinia, jednak uważam, że dystansowanie się od innych kończy się nie najlepiej, zwłaszcza dla psychiki. Ludzie dużo lepiej funkcjonują, jeżeli są razem. Nic nie działa na człowieka lepiej, niż spotkanie z innymi. A więc spotykajcie się! Wychodźcie! Nie mówię, że tylko do pubu, ale między innymi tam. Więc zapraszam bardzo serdecznie do Ministerstwa Śledzia i Wódki.
***
Podsumowując, Ministerstwo Śledzia i Wódki to miejsce kojarzone z tatarem, cytrynówką, a teraz również ze studentami, ponieważ nie tylko nasza redakcja, ale również Samorząd Studencki Uniwersytetu Opolskiego podjął z nim współpracę. Teraz, już oficjalnie, lokal ten jest miejscem przyjaznym studentom!
Rozmawiała: Natalia Sykoś
Zdjęcie: Stefani Koperek