1 września. Znowu. Mam wrażenie, że dopiero co szykowałam się z ulgą na zakończenie roku. Nie dociera do mnie, że ten dzień rozpocznie ponowną udrękę, nieprzespane noce. Znowu. Koszmar. Mijam próg szkoły. Widzę same znajome twarze, uśmiechnięte. To tylko pozory! Kieruję się w stronę auli, na której zaraz ma odbyć się uroczyste powitanie uczniów w nowym roku szkolnym. Chwila… Przecież dopiero co nas żegnali. Czy wakacje naprawdę tak szybko minęły? Wchodzę na aulę. Jak zwykle spóźniona… Nie wiem, co by się stało, gdyby nie obudziła mnie mama. Przecież miałam dwa miesiące, żeby odpocząć, ale oczywiście musiałam zaspać. Trudno. Pani dyrektor jak zwykle przygotowała, zgaduję, wzruszającą przemowę powitalną. Pamiętam jak dopiero co życzyła nam miłych wakacji. Ach! To był spokój. Ta chwila wolności. Teraz zacznie się od początku. Zebrania rodziców, awantury, oceny na półrocze, walka z poprawkami. Zaraz… wypadałoby zacząć się uczyć, przecież za rok matura! A co potem? No właśnie… Czy nie przypadkiem ta upragniona wolność? Imprezy… Czas wolny, znajomi. A, no tak, zapomniałam, że trzeba sobie na to zapracować. Myśli znów zaczynają krążyć wokół ocen, matury, egzaminów. Nie dam rady, myślę sobie, nic mi się nie chce. A zostało tak mało czasu.
Wolność, samodzielność, odpowiedzialność. Cieszy, ale przeraża. Satysfakcjonuje, lecz niepokoi. Jak ja, wiecznie spóźnialska, roztrzepana mam niby poradzić sobie sama? Wiem, że studia są konieczne, nie ma innej opcji, przynajmniej innych nie rozważam. Lecz czy to wszystko jest naprawdę takie straszne?
Ciągle mówi się, że studia to najlepszy okres w życiu. Młodość, samodzielność, odpowiedzialność. Być może to wszystko polega na tym, by uczyć się na błędach. Zmiany w życiu są konieczne. Przecież nie można ciągle tkwić w tym samym punkcie. Nasłuchałam się już opowieści rodziców, jak to byli na studiach, jak to imprezowali, jak wielu ludzi poznali, a z iloma przyjaźnią się do dziś. O nauce nie wspominali tak wiele… Brzmi świetnie… Skąd więc ten niepokój…?
Bez przerwy słyszę, że już teraz pracujemy na naszą przyszłość, że już czas zdecydować w jakim idziemy kierunku. Kiedy jednak pytam znajomych, co o tym myślą, bo jak zwykle wydaje mi się, że robie wszystko na ostatnią chwilę, odpowiadają, że sami nie wiedzą, co chcą robić. Jest tyle opcji, a tak mało czasu. No i do tego nic się nie chce.
To dziwne, bo jeszcze niedawno szkoła kojarzyła mi się z wieczną nauką i brakiem wolnego czasu, a teraz czuję, że mogłabym zostać w niej jak najdłużej. Byle jak najdalej od matury. To chyba strach przed samodzielnością… Może to zabawne, ale zawsze, gdy wychodzę rano do szkoły, na stole leży przygotowane śniadanie i pieniądze na bilet autobusowy. Ciarki po mnie przechodzą, gdy myślę sobie, że już niedługo tego nie będzie. Że nie będzie miał mnie kto odebrać z miasta po zajęciach, że gdy wrócę głodna i zmęczona będę zdana tylko na siebie. Ba! A co się stanie gdy, nie daj Boże, zachoruję, lub skręcę kostkę? Kto się mną zaopiekuje? Dobra..chyba przesadzam.
Już nawet nie chce wspominać o jakże sławnych mitach związanych ze studiowaniem. Ciągły brak pieniędzy przeraża i zniechęca… Myśl ‘byle tylko do końca sesji’ – niepokoi jeszcze bardziej. Jednak wydaje mi się, że każdy powinien przekonać się o tym na własnej skórze. Nie można wierzyć we wszystko co usłyszy się w radiu, czy telewizji. Chyba…
Mimo to, moim zdaniem, życie jest na tyle pełne niespodzianek, że pewnie i tak nie wyląduje w miejscu, w którym planowałam się znaleźć. Może czas porzucić uczucie presji, chęci na siłę podjęcia decyzji i czekać, aż coś samo się nasunie? Na pewno zmienię jeszcze zdanie kilka razy i Wy, drodzy studenci, macie o tym najlepsze pojęcie. Życzę Wam powodzenia w Waszym dorosłym życiu, a teraz, jeśli pozwolicie, pójdę się jeszcze nacieszyć swoją nieodpowiedzialnością.
Karolina Rogalska