Od 30 minut siedzę, patrzę się w monitor i nie wiem, o czym mogłabym napisać. To trochę przygnębiające dla mnie – osoby, która nie widzi się w innym zawodzie niż dziennikarstwo. Ba! Jest na tyle szalona, by wiązać swoją przyszłość z jego papierową wersją, której niejeden przepowiedział rychłą śmierć.
Może powinnam pocieszać się utartymi formułkami typu: „liczy się pasja” albo „poszukaj natchnienia”, ale po co? Czy przypadkiem nie wszystko zostało już powiedziane? Czy nie każdy temat został w taki czy inny sposób poruszony? Czy, w końcu, ktoś to w ogóle przeczyta? Jeśli nawet, to niepowiedziane, że go poruszy na tyle, żeby się przy tym zatrzymał. I tak oto koło się zamyka, a ludzie zniechęcają.
Dzisiaj żeby być dziennikarzem niewiele potrzeba. Na dalszy plan odchodzą takie przymioty jak lekkie pióro – zawsze jest przecież ktoś, kto zredaguje nasz tekst. Łatwość nawiązywania kontaktów też nie jest żadną zaletą – rozmowy z zainteresowanymi niejednokrotnie odbywają się mailowo lub za pomocą portali społecznościowych, gdzie można ich łatwo znaleźć. Nie wspomnę już o jakimkolwiek wykształceniu pod kątem dziennikarstwa. Gdy rozmawiam z innymi na temat moich studiów często spotykam się z opiniami, że idąc na studia dziennikarskie popełniłam błąd, że tego nauczyć można się zawsze – może lepiej byłoby mieć konkretną wiedzę, którą daje ekonomia czy prawo? Jakby tego było mało utwierdzają mnie w tym sami wykładowcy.
Kwestia przydatności tego kierunku przewija się na zajęciach, od kiedy pamiętam. Mam wrażenie, że w mojej głowie kształtuje się coś na wzór jednej wielkiej papki, z której nic nie wynika. Ale chwileczkę! Przecież ja wiem, po co tu przyszłam – chce pomagać ludziom, chce żeby wiedzieli, że mogą przyjść do mnie, jeśli inne instytucje ich zawiodą i razem będziemy walczyć o to, co im się słusznie należy. Chcę, żeby moja praca miała sens i jestem gotowa się jej w pełni poświecić. I co najważniejsze chce to robić świadomie i właśnie tutaj nabyć niezbędną do tego wiedzę. Naiwne? Może, ale jeśli mam żyć wbrew sobie i swoim przekonaniom – wolę być naiwna.
Najgorsze w całym tym zamieszaniu, które mam wrażenie, ostatnio się nasila jest to, że w bezsens edukacji pod kątem dziennikarstwa zaczynają wierzyc nawet jego adepci. Ludzie, z którymi spotykam się na zajęciach czy poza nimi, nie widzą przydatności takich zajęć z etyki dziennikarskiej czy systemów medialnych. Możliwość zdobycia wiedzy na te i wiele innych zagadnień, rozpoczynając od montażu radiowo – telewizyjnego, a kończąc na tworzeniu newsów, gwarantują tylko studia dziennikarskie. Toć ironia… Jak w ogóle można pomyśleć, że są nieprzydatne. Jasne, że można tego wszystkiego nauczyć się później „w praniu”, ale pytam się więc, czy suchej wiedzy również nie można zdobyć później?
Ludzie myślą, że dziennikarstwo to takie hop – siup. Twierdzą, że wystarczy być na zajęciach, aby wszystko pozaliczać. Pojęcia nie mają, o czym mówią! Kiedy wszyscy inni studenci mają wolne, bo zajęcia właśnie się skończyły, młode rekiny medialne dopiero zaczynają swoją ciężką, ale i satysfakcjonującą pracę- a to Radio (które serdecznie pozdrawiamy), a to Gazeta (która jest moim domem), telewizja, ale i praca przy portalach (takich jak ten), praktyki w profesjonalnych redakcjach – to wszystko studenci dziennikarstwa godzą z nauką i życiem studenckim. Jedyne, czego nam brakuje to wiary w to, co robimy. A to, co robimy z pewnością ma sens!
Anita Pilżys
Nie zgadzam się. Owszem trzeba się napracować, ale z tekstu wynika, że jest to ogromnie satysfakcjonujące. No, a przede wszystkim, nie jest tam skrytykowane użalanie się nad kierunkiem tylko nad postawą tych, którzy go krytykują – a to dwie, zupełnie inne rzeczy.
skoro dziennikarstwo to taka straszna harówka to zapraszamy na inne kierunki. po co się użalać nad czymś co rzekomo sprawia wam taką satysfakcję?