Co sprawia, że coraz więcej osób chętnie słucha o brutalnych zbrodniach? Skąd fenomen true crime i co mówi on o nas jako społeczeństwie? W erze cyfrowych mediów zbrodnia staje się produktem kultury masowej, który budzi emocje, ciekawość, ale i wątpliwości natury etycznej.
Fascynacja brutalnymi przestępstwami może wydawać się czymś dziwnym, wręcz niepokojącym, a jednak z roku na rok coraz więcej osób sięga po podcasty kryminalne, seriale dokumentalne czy książki opowiadające o prawdziwych zbrodniach. True crime to gatunek, który łączy reportaż z kryminałem, zyskujący ogromną popularność w kulturze masowej. Na TikToku, YouTube, Netfliksie i Spotify codziennie pojawiają się nowe analizy spraw sądowych, profile seryjnych morderców i śledztwa prowadzone przez… widzów i słuchaczy.
To zaskakujące zjawisko – zbrodnia, która w rzeczywistości przeraża, staje się tematem, który budzi nasze zainteresowanie i który zgłębiamy przy wieczornej z herbacie. Skąd ta potrzeba? Psychologowie wskazują, że to sposób na przeżycie silnych emocji w bezpiecznym otoczeniu. Mamy szansę odczuć strach, adrenalinę, napięcie, ale bez realnego zagrożenia. Jak zauważa profesor kryminologii Scott Bonn, historie o seryjnych mordercach wywołują pierwotne emocje i mogą działać wręcz uzależniająco.
Jednak true crime to nie tylko dreszczyk emocji. Dla wielu odbiorców to próba zrozumienia tego, co budzi największe lęki – nie tylko samego aktu przemocy, ale też psychiki sprawców. Co powoduje, że człowiek decyduje się odebrać życie drugiemu? Czy mordercą się rodzi, czy staje? Kryminologia stawia właśnie takie pytania, analizując wpływ środowiska, traumy, decyzji i okoliczności na sprawcę. True crime często pokazuje, że przestępcy to nie potwory z horrorów, lecz ludzie z historią, słabościami, zaburzeniami czy traumami.
True crime pokazuje także, że zbrodnia nie dotyczy wyłącznie marginesu społecznego. Często sprawcami okazują się osoby pozornie „normalne”, dobrze funkcjonujące, uśmiechnięte, niczym się niewyróżniające. Właśnie ta nieprzewidywalność przeraża najbardziej, bo jeśli taki ktoś mógł to zrobić… to kto jeszcze?
Jako studentka prawa i osoba zainteresowana kryminologią, dostrzegam w popularności tego gatunku coś więcej niż chwilową modę. To społeczny głód sprawiedliwości, potrzeba wyjaśnienia i przywrócenia porządku. Oglądając takie materiały, wiele osób utożsamia się z prokuratorem, detektywem, czy sędzią, analizując dowody, motywy i przebieg śledztwa. To rodzaj uczestnictwa w wymiarze sprawiedliwości, tyle że w popkulturowym wydaniu.
Nie można zapomnieć, że true crime to również temat budzący wątpliwości moralne. Czy cierpienie prawdziwych ludzi może stać się treścią serialu rozrywkowego? Czy nie dochodzi tu do banalizacji tragedii? Niektóre produkcje balansują na cienkiej granicy między informacją a sensacją i czasem celowo ją przekraczają, bo kontrowersja przyciąga więcej odsłon czy polubień widzów.
Ciekawy jest też fakt, że zdecydowaną większość odbiorców true crime stanowią kobiety. Badanie opublikowane w czasopiśmie „Social Psychological and Personality Science” pokazuje, że kobiety sięgają po takie treści częściej niż mężczyźni. Dlaczego? Jedna z teorii mówi, że to forma psychicznego przygotowania, poznanie mechanizmów, schematów i sygnałów ostrzegawczych, które mogą pomóc uniknąć zagrożenia w rzeczywistości. Dla wielu kobiet to sposób na budowanie wewnętrznego poczucia kontroli w świecie, w którym przemoc wobec nich nadal jest powszechna.
Ostatecznie true crime nie mówi tylko o złu – to również opowieść o nas samych. O tym, jak reagujemy na strach, szukamy odpowiedzi, jak próbujemy przywrócić porządek w świecie, który często jest nieprzewidywalny. Aby ta fascynacja nie zamieniła się w bezrefleksyjną konsumpcję ludzkich tragedii, potrzebna jest empatia nie tylko wobec ofiar, ale i wobec prawdy, która rzadko kiedy jest czarno-biała.
Tekst: Marta Marciniak
Zdjęcie: Stefan Schweihofer (stux), pixabay.com