Dr hab. Grzegorz Francuz prof. UO, wykładowca filozofii na Uniwersytecie Opolskim, pasjonujący się umiłowaniem mądrości, kochający bycie tu i teraz. Jest weteranem walki z komunizmem, poszukuje harmonii w świecie i w sobie, fascynuje się drugim człowiekiem i uwielbia pracę ze studentami.

 

Może na początek opowie pan coś o sobie, czym się Pan zajmuje, dlaczego akurat tym? Jakie są Pana zainteresowania pozauczelniane?

Zajmuję się filozofią od wielu lat. Filozofia to mój zawód i moja pasja. Właściwie już w szkole średniej zafascynowała mnie postać Sokratesa, poszukiwanie sposobów na dobre życie, na szczęśliwe życie, na kierowanie się życiem w taki sposób, żeby mieć poczucie sensu, być zadowolonym. Na studiach prowadziłem proste, studenckie życie. Głównie siedziałem w bibliotekach, wtedy nie było Internetu, były to lata osiemdziesiąte. Oczywiście były też imprezy w gronie znajomych. Czasy jednak były bardzo burzliwe – była to końcówka systemu komunistycznego. Już na pierwszym roku złapałem się na ogólnopolski strajk studencki, który się skończył wraz z wprowadzeniem w Polsce stanu wojennego. W czasie strajku działo się wiele niesamowitych rzeczy, poznałem „Majora” Waldemara Fydrycha z Ruchu Pomarańczowej Alternatywy. Major i jego ekipa strajkowała razem ze studentami filozofii. W późniejszym czasie brałem wielokrotnie udział w happeningach Pomarańczowej Alternatywy, co często kończyło się aresztem.

Studiowałem filozofię, później zatrudniłem się na stanowisku nauczyciela akademickiego w Opolu. Bardzo szybko jednak, po roku, straciłem pracę z przyczyn politycznych. Działałem w opozycji antykomunistycznej, w Ruchu ‘’Wolność i Pokój’’, to był ruch ekologiczny, anty-militarny, po studiach odmówiłem też służby wojskowej, która wtedy była obowiązkowa. Aktywnie uczestniczyłem w wielu akcjach ulicznych, manifestacjach itp. Stosowaliśmy taktykę walki bez przemocy, bierny opór. Inspirował nas Gandhi oraz Martin Luter King. Świadomie łamaliśmy komunistyczne prawo i ponosiliśmy konsekwencje, wiele razy zatrzymywała mnie milicja. Odmówiłem służby wojskowej, która wówczas była obowiązkowa, groziły za to trzy lata więzienia (na szczęście udało się tego jakoś uniknąć). Muszę się pochwalić, że za swoją antykomunistyczną aktywność zostałem uhonorowany Krzyżem Wolności i Solidarności. Można powiedzieć, że jestem weteranem walki ze starym systemem. Po upadku komunizmu w ramach nowego systemu kapitalistycznego zaangażowanie polityczne stało się bardziej skomplikowane, wybory polityczne przestały być jednoznaczne. Wcześniej aktywność polityczna była swego rodzaju decyzją moralną, opowiedzeniem się po właściwej stronie, po stronie wolności. Był zdefiniowany wróg, zło – władza komunistyczna. Dziś wszystko przestało być takie proste. Poprzednie czasy były trudne, nieraz tragiczne, ale wszystko wydawało się prostsze, decyzje nawet łatwe. Generalnie moje życie było dosyć proste, oprócz, oczywiście tego burzliwego czasu walki z systemem.

Oprócz filozofii zawsze mnie interesowały sposoby pracy z umysłem, sposoby doskonalenia siebie. Filozofię traktowałem i nadal traktuję jako praktyczną naukę kierowania życiem. Jestem zafascynowany psychiką ludzką, pasjonuje mnie psychologia, jak również wszelkie metody medytacji, które człowiekowi dają poczucie wewnętrznego spokoju i harmonii. Bardzo lubię pracę ze studentami, może trochę mniej mnie pociąga siedzenie i pisanie prac naukowych, to nieco nudzi, jestem nastawiony bardziej na komunikację międzyludzką, na relacje, jestem typowym ekstrawertykiem który lubi dużo przebywać z innymi. Zajmuję się też coachingiem, prowadzę sesje dla studentów i dla innych osób. Ciągle poszukuję, ostatnio jestem zafascynowany medytacjami opartymi na tradycji buddyjskiej, które pozwalają coraz bardziej odnajdywać, tak jak już mówiłem, wewnętrzny spokój, czyli ten fundament w sobie. W nich widzę praktyczną filozofię. Staram się regularnie medytować. Uważam, że wiedza intelektualna musi być uzupełniona o aktywną pracę nad poznaniem samego siebie i zrozumieniem własnej psychiki.

 

Jakby ocenił by Pan siebie z przeszłości, jeśli w ogóle by Pan ocenił? Jako buntownika?

Był to wspaniały okres, gdy kształtowała się moja tożsamość. Walka z systemem i utrata pracy mnie zahartowała, wzmocniła. Dzięki dwuletniemu bezrobociu mogłem się zajmować moją córką, która wtedy się urodziła. Nie jestem buntownikiem z zasady, ale wydaje mi się, że szczególnie wtedy byłem w stanie łatwiej ocenić, co dobre, a co złe. O czym już wspominałem. Kiedy się ma rodzinę, dziecko i dom, rewolucyjność i bezkompromisowość tępieje. Każdy etap życia ma swoje prawa. Ważne by w kompromisach nie posunąć się za daleko i nawet nie zauważyć, kiedy się „przeszło na ciemną stronę mocy”. Dziś dla mnie bezkompromisowość wiąże się przede wszystkim z moją gotowością konfrontowania się z wiedzą o sobie, z prawdą o mnie, której nie lubię. Jest to swego rodzaju gotowość do pozbycia się masek lub co najmniej uświadamianie zakładanych przez mnie masek czy zakłamania.

 

Mógłby Pan w filozofii wskazać coś, co utrudnia, zamiast ułatwiać?

Jest cała masa takich rzeczy, które przyczyniają się do tego, że ludzie się usztywniają myślowa i popadają w dogmatyzm. Przywiązują do swoich poglądów, bardzo dbają o to żeby mieć rację, żeby ich system myślowy wygrał, ich wyobrażenia okazały się jedynie słuszne. Nie tyle jesteśmy otwarci na dyskusje, na poszukiwanie rozwiązań czy wzajemnego zrozumienia, ile na to żeby po prostu przepchnąć swoje racje, by nasz pogląd wygrał. Wówczas zachowujemy się zupełnie tak jak antagoniści religijni i zaczynamy walczyć. Ponadto w filozofii jest problem intelektualizmem, konstrukcje teoretyczne stają się wartością samą dla siebie, przesłaniają rzeczywistość, prawdę. Tworzy się piękne systemy, a tak naprawdę nie widać wcale  przełożenia owych systemów na życie ich twórców. Filozofia starożytna zwracała uwagę na to, w jaki sposób uprawianie filozofii może przyczynić się do szczęścia, do zadowolenia człowieka, do uzyskania  w spokoju ducha. Jestem za taką praktyczną filozofią, ale nie w sensie powierzchownej praktyki,  że mamy na przykład lepsze samochody czy bardziej komfortowe życie, ale pytam, czy filozofowanie przekłada się to na jakość naszej egzystencji, daje harmonię, spokój i szczęście . To jak myślimy, wpływa nasze działanie, postrzeganie świata, tworzy praktykę naszego życia, wpływa na zdrowie fizyczne i psychiczne. To jak postrzegamy świat, wpływa na to jak my na tym świecie się czujemy. Dobra filozofia kreuje człowieka, który jest bardziej zadowolony, żyje w harmonii, szczęściu, jest otwarty na świat, ma mniej problemów  i żyje swobodnie.

 

Czyli według Pana te problemy wynikają raczej ze skrajnej filozofii, nie z umiarkowanej?

Umiarkowana to dobre słowo, Właściwa filozofia to właśnie ta umiarkowana, starożytni właśnie mieli to poczucie, że najważniejszy jest umiar, droga środka, która też jest ideą buddyjską. Jest to droga, która pozwala zachować człowiekowi spokój, oraz działać w taki sposób, by mieć poczucie harmonii i więzi ze sobą, z kosmosem, z innymi ludźmi. Skrajności należy wyeliminować, choć czasem filozofie skrajne przyczyniają się do tego, że odsłaniają pewne iluzje i pokazują pewne konsekwencje postaw. Działają one, można powiedzieć, oczyszczająco. Nietzsche był takim skrajnym filozofem,  demaskował bardzo wiele iluzji i wyobrażeń, które ludzie hołubią. Więc skrajność może też być zapalnikiem do zmian, do przebudzenia, odrzucenia pewnych schematów.

 

Dlaczego skrajne ideologie religijne są tak bardzo krytykowane, a te naukowe już mniej?

Są one bardzo często krytykowane, a jednocześnie atrakcyjne. Krytykuję postawę, kiedy człowiek jest skupiony na jednym aspekcie bytu, świata itp. i odrzuca, zupełnie nie widzi innych, jest dogmatykiem. Ludzie w ten sposób chronią swoją tożsamość, bardzo często uzyskują poczucie sensu, bo sens nadaje im właśnie przynależność do grupy, czy ideologia, „klapki na oczach”, dając im poczucie siły.  To jest właśnie skrajność atrakcyjna, która jest niebezpieczna, bo zawęża pole widzenia, uniemożliwia myślenie, rodzi ludzi bezkrytycznych, którzy wszystko przyjmują.
W swoim założeniach nauka, a raczej naukowa i filozoficzna postawa jest badawcza, krytyczna, nie przyjmuje niczego na wiarę. Można oczywiście być naukowcem bezkrytycznym,  często bywa tak, że ludzie nauki się przyzwyczajają, przywiązują do swoich teorii. Chronią swoje teorie, które stworzyli i nawet w momencie kiedy ona się walą, kiedy okazuje się że są nieprawdziwe, naukowcy obstają przy nich, bronią za wszelką cenę. Dogmatyzm jest obecny nawet w nauce. Zarówno w filozofii, jak i nauce istotna jest odpowiednia postawa, nazwałbym ją podstawą krytyczną. Chodzi o gotowość do zmiany swoich poglądów, do dyskusji i do odrzucenia schematów, otwartość na to, że inny człowiek też może mieć coś do powiedzenia i to on może mieć rację.

 

Znajduje Pan ukojenie w sztuce?

Głównie słucham muzyki i oglądam filmy, czasem wybieram się też do galerii sztuki, muzeum, gdy jestem w jakimś nowym miejscu czy kraju. W galeriach często się zastanawiam, jak niektóre tzw. dzieła jeszcze można nazwać sztuką. Sporo też czytam, poza tekstami naukowymi czytam literaturę piękną, poezję. Odgrywa to dla mnie bardzo ważną rolę, ciągle jestem tym otoczony. Nie nazwałbym siebie jednak wyrafinowanym koneserem sztuki.

 

Był Pan specyficznym dzieckiem?

Cóż, moje dzieciństwo było w czasach kiedy wychodziło się bardzo często na dwór, nie grało się na komputerach. W szkole interesowałem się biologią, byłem nawet olimpijczykiem, zająłem pierwsze miejsce w województwie. Może w ten sposób się wyróżniałem, ale jakoś  bardzo nie odbiegałem od rówieśników. Od liceum interesowałem się już właśnie filozofią, kwestiami społecznymi, lubiłem czytać, pisać. Jak wspomniałem wcześniej, kiedy byłem na studiach, to siedziałem w bibliotece. To były czasy intensywnego rozwoju intelektualnego i kształtowania osobowości. Cenię to sobie, bo właśnie wtedy poznałam mnóstwo wartościowych i inspirujących ludzi i się ukształtowałem.

 

Czy przed filozofią było jakieś, powiedzmy, zafascynowanie religią, czy od razu ją Pan odrzucił?

Uważam się za człowieka religijnego…ale w jakim sensie jestem religijny? Uważam, że duchowość jest bardzo ważnym elementem życia ludzkiego dlatego, że nadaje ona sens naszej egzystencji, włącza człowieka w całościowy system kosmosu, bytu, daje poczucie jedności z siłą wyższą, wsparcie i odniesienie do czegoś wyższego, co przerasta nasze jednostkowe działania w świecie. Zostałem wychowany w tradycji, tak jak większość ludzi w Polsce, w tradycji katolickiej, w liceum już jakoś mi to przestało wystarczać, ale nigdy nie walczyłem i nie walczę z Kościołem, z religią. Jedynie zdecydowanie odrzucam religię nastawioną do innych agresywnie, religię która ludzi dzieli, która skłania ich do negatywnych działań, w stylu radykalnego islamu. Chcę podkreślić, że duchowość jest ważna w ludzkim życiu, ale jest ona czymś więcej, czymś szerszym niż religia. W religiach się przejawia duchowość, tylko że one bardzo często ją wypaczają, bądź sprowadzają do zwykłego rytualizmu. Nie podoba mi się antagonizowanie – my jesteśmy lepsi, bo my wyznajemy tego Boga, tę religię. Chodzi o to, by religia nie powodowała agresji, a niestety często tak jest. Według mnie religia ma dwa oblicza: może być religią wzrostu, doskonałości i poszerzania horyzontów, a może być religią regresu, religią autorytarną, która w gruncie rzeczy ludzi dzieli i kreuje w nich nienawiść, rodzi konflikty na zasadzie my – oni. Właśnie ta religia wzrostu przyczynia się do tego, że człowiek rozwija w sobie duchowość, z kolei religia antagonizująca skupia się na przynależności do grupy, zakłada poczucie sensu istnienia jedynie dzięki poczuciu przynależności do wspólnoty.

 

Na dziś dzień, czyje nauki są panu najbliższe?

Moim bohaterem zawsze był i będzie Sokrates. Jeśli chodzi o naukę, rozwój, to buddyzm. Praktykuję buddyzm Diamentowej drogi, jego nauczyciel nazywa się Lama Ole Nydahl. Jest to nurt buddyzmu tybetańskiego, który jest nastawiony przede wszystkim na pracę z ludźmi, pomoc innym. W praktyce stosuje się tzw. mantry, czyli odpowiednio wypowiadane słowa, które mają wywołać określoną wibrację w umyśle, by wprowadzić go w odpowiedni stan. Praktykuję też medytację vipassany, to buddyzm bardziej tradycyjny, wczesny buddyzm. Chodzi o obserwację swojego oddechu, doznań ciała, po to by uzyskać odpowiedni stan samoświadomość, rozwijać uważność i spokój wewnętrzny. Tego typu praktyki dla współczesnych ludzi są bardzo ważne, bo one prowadzą do uwolnienia się codziennej bieganiny, rozproszenia i niepokoju związanego z życiem we współczesnym świecie. Podobny fundament spokoju można odnaleźć też w naszej tradycji zachodniej, chociażby w chrześcijaństwie czy też filozofii klasycznej, na przykład u stoików. Myślę, że nastawienie na duchowość, odnajdywanie spokoju, to kluczowa sprawa dla współczesnego społeczeństwa, bo jesteśmy bardzo rozproszeni, żyjemy w świecie pełnym bodźców, zagonieni, nie mamy na nic czasu, zwłaszcza na zatrzymanie i zastanowienie się nad sobą. Uważam, że żyjemy w tak zwanym ‘’zombielandzie’’, jesteśmy wciągnięci w system automatycznego biegu, zaprogramowani do pośpiechu, stajemy się niewolnikami i w rezultacie działamy automatycznie, jak zombie.

 

Uważa Pan, że istnieje jakaś uniwersalna recepta na szczęście?

Oczywiście. jest ona zawarta w czymś takim, co w naszej tradycji nazywa się filozofią wieczystą, czyli przekonaniem, że istnieje pewien uniwersalny, duchowy aspekt wszechświata i w nas samych. Jesteśmy częścią czegoś większego, a zsynchronizowanie się z nim pozwala nam osiągnąć poczucie spokoju i szczęścia, a w tradycjach wschodnich są to te wszystkie praktyki medytacyjne, które prowadzą do uwolnienia się człowieka od masy przywiązań. Niewątpliwie istnieje uniwersalna droga do szczęścia, polegająca nie na tym, że mamy robić jakieś określone rzeczy, ale by mieć w sobie określony stan umysłu, by uzyskać spokój, harmonię i poczucie więzi z całością. Nieważne co robisz, ale ważne w jakim stanie umysłu jesteś. Oczywiście, jeśli człowiek zabija, nawołuje do przemocy, rozwija w sobie nienawiść, to wtedy jest to niezgodne  z wszystkimi naukami, wskazującymi drogę do szczęścia.

 

Jeśli chodzi o zło na świecie, czy uważa Pan, że jest to konieczna, nieodłączna część harmonii, czy sztucznie nabite przez człowieka znaczeniem słowo?

Jest to odwieczne pytanie. Jeśli przyjmiemy wizję prezentowaną przez naszą tradycję europejską, że świat został stworzony przez Boga, czy, jak wcześniej mówił Platon, przez dobrego demiurga – budowniczego, no to jak to się dzieje że w tym świecie jest zło?
Cały wszechświat jest harmonijny i wszystko co w nim jest, przyczynia się do tej harmonii. Gdy patrzymy z perspektywy Boskiej, wszystko jest cudowne, a świat jest wspaniały, ale jako że świat nie jest boski, jest czymś zmiennym, ma w sobie element niepewności, niedoskonałości i zepsucia, pojawia się wynikające z tego zło. Świat musiałby być Bogiem by być doskonałym, a że nim nie jest, no to istnieją w nim elementy będące ze sobą w konflikcie.  Święty Augustyn na przykład mówi, że zło to brak dobra, pewna niedoskonałość. Jest to zło metafizyczne. Z kolei zło fizyczne, związane  jest z tym, że w świecie fizycznym występuje cierpienie – zwierzęta się zjadają, ludzie chorują, starzeją się. Jest jeszcze zło moralne, które wynika z tego, że istoty posiadające wolną wolę podejmują takie a nie inne działania, czynią zło i krzywdzą innych, a więc my przyczyniamy się do tego zła. Według wschodnich nauk we wszechświecie obowiązuje prawo karmy, czyli wszelkie działania, aktywności, mają konsekwencje przyczynowo – skutkowe. Jeśli podejmuję pewne działania, to wywołuję określone efekty, które po jakimś czasie do mnie wracają, w swoim umyśle ‘’zasiewamy nasiona cierpienia lub szczęścia’’, które w końcu owocują w  postaci szczęścia bądź nieszczęścia. Wszystko, co dzieje się w świecie, jest wynikiem działania istot które w nim żyją, opiera się to o współzależność, nie ma jakiegoś dobrego stwórcy czy zarządcy. To, że człowiek rodzi się kaleką, wynika z jego poprzednich działań, mamy do czynienia z reinkarnacją, z wędrówką dusz, świadomości. Niestety zazwyczaj popełniamy te same błędy, które polegają na tym, że przywiązujemy się do pewnych nietrwałych elementów świata i działamy tylko i wyłącznie w swoim własnym interesie, powodując cierpienie swoje i innych i tak to się kręci. Jest to tak zwana Samsara, koło życia i śmierci, cykl narodzin i śmierci. Należy wyjść poza ten cykl poprzez uwolnienie się o przywiązań i zrozumienie nietrwałość świata oraz swojego jednostkowego istnienia, iluzji swego „ja”. Tego nie można zrobi jedynie poprzez intelektualne zrozumienie.

 

Vetulani zwraca uwagę na to, że zwierzęta nie rozumują i przez to nie zabijają drugiego osobnika bez powodu, w przeciwieństwie do ludzi. Czyli problemy z moralnością wynikają tylko z tego że człowiek rozumuje?

Moralność pojawia się wtedy, kiedy mamy rozeznanie dobra i zła. Przyglądając się światu przyrody, widzimy, że jest ona poza dobrem i złem, jest jaka jest, dopiero my wnosimy ocenę moralną. Opisany w Biblii moment wygnania z raju jest momentem, w którym człowiek uświadomił sobie różnicę między dobrem a złem, przez co mógł wybierać. A kiedy może wybierać, zaczyna kierować się swoimi egoistycznymi dążeniami, co może wywoływać zło. Zwierzęta bywają okrutne. Ale czy są okrutne świadomie, z premedytacją? Czy można powiedzieć, że są złe? Kierują się zaprogramowanymi instynktami, nie mają rozeznania dobra i zła. Powiedziałbym, że im więcej myślenia i świadomość, tym więcej zła. Jeden z biologów, Konrad Lorenz, zajmujący się zachowaniem zwierząt,  napisał książkę’’ Tak zwane zło’’. Mówi tam, że w świecie zwierząt jest dużo agresji, ale wynika ona z tego, że zwierzęta po prostu dbają o swoje terytoria czy młode. Podkreśla też, że im bardziej świadomy zwierzę, tym trwalsze zawiera więzi z innymi osobnikami, przez co jest bardziej agresywne, bo po prostu broni swoich. Z kolei drapieżniki zabijając, zdobywają pożywienie, to wynika z ich instynktów, więc nie można oceniać przyrody w kategoriach dobra i zła.

 

Czy myśli Pan że nauka kiedyś będzie umiała wytłumaczyć wszystko, czy jednak zawsze zostanie w świecie pierwiastek tajemnicy?

Tajemnica zawsze będzie. Wiara w to, że nauka rozwinie się tak bardzo, że będzie potrafiła wszystko wytłumaczyć, mit scjentyzmu, czyli przekonania, że nauka jest najlepszą i najdoskonalszą wiedzą, a dzięki niej świat będzie coraz lepszy i doskonalszy, a ludzie coraz bardziej szczęśliwi. W nauce zauważamy okresy intensywnego rozwoju i przyrostu wiedzy, rodzi to wrażenie, że już prawie wszystko wiemy i już niedługo odpowiemy na wszystkie pytania, a nagle otwierają się nowe horyzonty, nowe obszary tajemnicy, upada dotychczasowy wzorzec uprawiania nauki – paradygmat. W pewnym okresie występuje wzorzec rzeczywistości, uprawiania nauki, na który wszyscy się zgadzają. Pojawiają się pożądane wyniki, wszystko idzie w dobrym kierunku, ale ten paradygmat się rozpada i odkrywa się nowe problemy czy nowy obraz świata. Nauka to ciągłym ruch myśli.

 

‘’Przymusowe rozpięcie między przeszłością a przyszłością bierze się stąd,  że tej pierwszej zawdzięczamy tożsamość, a ta druga niesie ze sobą obietnice zbawienia’’ – jak odniesie się Pan do tego cytatu?

To jest bardzo trafnie powiedziane, my jesteśmy przywiązani do swojej tożsamości, kształtuje nasz sposób widzenia, to, jak my siebie identyfikujemy, ta biografia, która ‘’ustawia’’ nas w określony sposób, nakłada nam określone okulary. Przeszłość może być zarówno skarbem jak i obciążeniem. Trudno się nie zgodzić z tym, że jesteśmy tym, co się nam przytrafiło. I tu pojawia się problem, bo to powoduje wypaczenie naszej percepcji, wykrzywia nas w jakiś sposób, ciągle patrzymy przez te okulary przeszłości. To doświadczenie ciąży, to są nawyki, pewne schematy myślowe. Większość tych praktyk duchowych, o których mówiłem, ma na celu pozbycie się tego bagażu, o uzyskanie świeżego patrzenia na świat tu i teraz. Chyba większość psychoterapii polega na tym, żeby się pozbyć tego bagażu. Można powiedzieć, że to, jak my tu w świecie żyjemy, wynika z naszej przeszłości i to raczej nie jest dobre, z tego względu, że nas ogranicza. Nasza przeszłość kształtuje w nas całą masę oczekiwań, które nie zostają spełnione, a my ciągle liczymy na to, że przyszłość pozwoli je spełnić, przez co patrzymy w nią z nadzieją, czyli jesteśmy ciągle tak zaprogramowani, że nie możemy czuć tego zadowolenia z samej obecności, z bycia tu i teraz. Główna przyczyna niezadowolenia wynika z przeszłości. Karma jest przykładem, choć nie musimy tutaj nawet odwoływać się do reinkarnacji, jesteśmy obciążeni doświadczeniami już od początku naszego istnienia, od dziecka jesteśmy warunkowani, ćwiczeni  i socjalizowani, przez co później wydaje nam się że powinno być tak a nie inaczej, upatrujemy szansę spełnienia się tego w przyszłości. Chcemy to, co zostało nam zaprogramowany w przeszłości, a więc realizujemy programy, pomysły na życie najczęściej nie swoje. W buddyzmie na przykład mówi się, że ‘’dzięki praktyce nic nie zyskujesz’’, bo nie chodzi o zyskiwanie, a pozbywanie się, odrzucanie zasłon, schematów i swojej przeszłości, będącej swego rodzaju balastem.

 

Czy ma pan jakieś motto życiowe, którym się pan kieruje, słowa które mogłyby w jakiś sposób pomóc w znalezieniu szczęścia?

Polecam ‘’Rozmyślania’’ Marka Aureliusza. Jeśli chodzi o motto życiowe, powiedziałbym, że najważniejsze jest to, by w tym co robimy znajdować przyjemność i być zadowolonym. Czerp radość z tego co robisz tu i teraz, dostrzegaj wartość i dobro małych rzeczy. Rozwijaj w sobie zaufanie do świata i życia.

 

Rozmawiała: Ela Burdzik