Co w obecnych czasach łączy ucznia podstawówki, studenta, freelancera i właściciela firmy? Za możliwością wypowiedzenia których słów do rodziców czasami tęsknią dorośli? Co sprawia, że zawodowi sportowcy robią sobie przerwę bez dręczącego poczucia winy?

Odpowiedzią na każde z tych pytań jest coś, co budzi zwykle lęk czy niechęć – choroba. Prawdopodobnie większość rodziców, ale też spora liczba uczniów, jest w stanie przypomnieć sobie przynajmniej jedną sytuację, gdy ból brzucha, głowy czy kaszel, który dziwnym trafem pojawiał się tylko w obecności mamy, zapewniały jednodniowe chorobowe i uwalniały od kartkówki czy sprawdzianu. Niejednokrotnie nawet autentyczne przeziębienie albo ból brzucha wydawały się ratunkiem od pełnej zadań i oczekiwań szkolnej codzienności, a osobom nieobecnym zazdrościło się nowych możliwości, które dawał wolny dzień. Bo któż nie wolałby leżeć w domu przed telewizorem czy komputerem, zamiast siedzieć w klasie? Myślę, że w dobie koronawirusa przekonaliśmy się, że są sytuacje, kiedy mało które dziecko wybrałoby pierwszą opcję.

Z wiekiem coraz bardziej zdajemy sobie sprawę z konsekwencji, do których przyczynić się może ten jeden dzień naciąganego L4 lub naprawdę niezbędny urlop wzięty w nieodpowiednim momencie. Dodatkowo w obecnych czasach, przy szerokim rozpromowaniu dążenia do pełnej produktywności, każda chwila niepoświęcona pracy zaczyna stawać się chwilą straconą, zmarnowaną – niemożliwym do odzyskania czasem, który przecież mógł być przeznaczony na trening, jeszcze jedno zlecenie, lepsze przygotowanie się do zajęć czy przeczytanie dodatkowej lektury. Niestety chęć stawania się coraz lepszym często powoduje, że nie dość, że nie stajemy się szczęśliwsi, to jeszcze jesteśmy po prostu zmęczeni. Zdecydowanie nie pomogła w tym pandemia i przyzwyczajenie ludzi do pracy zdalnej – granica między pracą a odpoczynkiem bardziej się zatarła ze względu na poświęcanie dużej ilości czasu komputerowi. Praca przy komputerze może przyczyniać się do powstawania wrażenia, że pozostajemy nieproduktywni (w końcu to tylko siedzenie przed komputerem), a prowadzi to do pojawiania się coraz większej chęci zajmowania się czymś praktycznym i przydatnym. Nie zostawiamy sobie czasu na odpoczynek, bo wydaje nam się, że nie powinniśmy być zmęczeni, że nie ma od czego odpoczywać, a czas można spędzić lepiej, niż nie pracując.

W takiej sytuacji drobne przeziębienie czy nawet grypa stają się ratunkiem nie tylko przed zdenerwowaniem pracodawcy lub wykładowcy, a przed sumieniem chcącym wzbudzać w nas poczucie winy za każdym razem, gdy zaprzestajemy jakiegoś produktywnego działania. Po pandemii koronawirusa chorowanie może stanowić słabą wymówkę, jednak przed atakiem wirusa choroba często była wybawieniem dla ludzi nieustannie chcących zwiększać swoje osiągnięcia. Skrajnym, acz znaczącym, może być przykład piłkarza Karla Ove Knausgarda, który po odniesieniu poważnej kontuzji (złamaniu obojczyka) podczas treningu bardziej niż zmartwiony i obolały, czuł się spokojny, przeżywał chwilę ulgi. Był to dla niego czas, gdy mógł przestać aktywnie walczyć o szczęście i powodzenie, a zacząć zauważać samego siebie oraz własne potrzeby związane m.in. z odpoczynkiem. Przykład ten demaskuje problemy, jakie sprawia nam szczęśliwe aktywne życie i pokazuje rozwiązanie, jednak nieosiągalne wolicjonalnie, a jedynie losowo.

Jednakże nawet z tego pozornie oderwanego od studenckiej rzeczywistości przykładu wyciągnąć można wniosek – dążenie do ciągłego bycia produktywnym i kierowanie się jedynie aktywną pogonią za szczęściem może być za dużym obciążeniem dla każdego, więc nie powinno się być dla siebie w tej kwestii zbyt wymagającym. Często właśnie chwile przerwy, pasywności mogą przynieść człowiekowi szczęście związane z możliwością skupienia się na własnym relaksie. Zredukowanie obowiązków, chociażby części, do wykonania w dany dzień może pozwolić na spokojniejsze życie bez oczekiwania na chwilę fizycznej słabości mającej przynieść wolność i spokój sumienia. Umożliwi to odcięcie się od niemalże wyuczonego w dzieciństwie pragnienia zdobycia powodu, by zwolnić się z istotniejszych obowiązków, których niespełnienie grozi sprowadzeniem na siebie poważniejszych problemów.

A więc co począć, gdy po kolejnych zajęciach poczucie satysfakcji z wykonania obowiązku nie nadchodzi? Co zrobić, gdy chęć samodoskonalenia i produktywnego spędzania czasu pozostaje ogromna, a jednocześnie wyrywane z kalendarza kartki wydają się, jak na złość, nie pokazywać żadnego wolnego dnia na odpoczynek? Odpowiedź wydaje się prosta i logiczna – należy zapewnić sobie przerwę, uwolnić siebie samego od wyścigu za szczęściem i pozwolić mu nadejść podczas tej chwili, gdy nie jest ścigane. Nawet jeśli za szybko się nie pojawi, może zaskoczyć ułatwieniem dalszego dążenia do celu.


Autorka: Weronika Kłysz
Zdjęcie: Emilia Krypel