Małe, w formie drażetek, pastylek czy tabletek. Rocznie kupujemy ich około 240 milionów opakowań, wydając na to sześć miliardów złotych. Nierzadko mylimy je z lekami, a tylko 27% rodaków jest w stanie je zdefiniować. Mowa o suplementach diety, chętnie i często zażywanych przez Polaków. Czym w ogóle są, jak działają i czy korzystnie wpływają na nasze zdrowie? Na te i inne pytania odpowie w rozmowie z nami dr hab. Regina Wierzejska, prof. NIZP PZH – PIB, pracownik naukowy Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH – Państwowego Instytutu Badawczego, autorka ponad 60 naukowych publikacji oraz licznych ekspertyz z zakresu sposobu żywienia i bezpieczeństwa żywności, wykładowca oraz ekspert w kwestii żywienia.

 

Czym w ogóle są suplementy?

Regina Wierzejska: Suplementy diety to preparaty w postaci tabletek, kapsułek lub innych podobnych form. Zawierają one składniki odżywcze (witaminy, mikroelementy, kwasy omega-3) lub składniki o działaniu fizjologicznym (błonnik, polifenole, kofeina). Z prawnego punktu widzenia to jedna z kategorii żywności, formalnie więc ich odbiorcami powinni być konsumenci, a nie pacjenci.

Na czym polega ich działanie? Są podobne do leków, z którymi społeczeństwo często je myli?

R. W.: Zadaniem suplementów diety jest uzupełnienie spożycia takich składników, których tradycyjne żywienie u niektórych osób nie jest w stanie dostarczyć w odpowiednich ilościach. Typowym przykładem może być witamina B12 u wegetarian i wegan. Nie należy spodziewać się klinicznego działania suplementów zawierających składniki odżywcze, ponieważ ich rolą jest jedynie wyrównanie spożycia brakujących w diecie elementów. Z uwagi na analogiczną do leków formę wiele osób nie odróżnia od siebie tych preparatów i suplementy stosuje z myślą o leczeniu chorób. Jako grupa żywności, w przeciwieństwie do leków, nie wymagają one badań dotyczących ich działania w organizmie, podobnie jak dotyczy to jogurtu czy batonika. Ale nie jest to tylko specyfika Polski. Takie samo prawo w tym zakresie panuje w całej Unii Europejskiej, w USA i w innych krajach świata. Zatem ani producent suplementu diety, ani konsument dokładnie nie wie jakie skutki – pozytywne bądź negatywne – może wywołać taki preparat w organizmie. Niektórzy twierdzą więc, że suplementy diety testowane są dopiero po wprowadzeniu na rynek przez osoby je zażywające.

Skąd bierze się ogromna popularność suplementów?

R. W.: Popularność suplementów już od kilku lat jest olbrzymia, a prognozy przewidują dalszy wzrost ich sprzedaży. Należy przypuszczać, że głównie wynika to z powszechnej reklamy tych produktów. Mimo że producenci nie dysponują wynikami badań klinicznych, to w reklamach masowo przedstawiają je jako prosty sposób na wiele dolegliwości zdrowotnych. Dodatkowo jeśli w konkretnym spocie występuje lekarz, to zaufanie do suplementów diety rośnie szczególnie. Praktyki takie są na porządku dziennym, pomimo że zgodnie z prawem, zarówno na opakowaniach suplementów diety, jak i w reklamie, nie można podawać żadnych informacji o działaniu leczniczym.

Popularność suplementów może wynikać też z tego, że połknąć tabletkę jest o wiele łatwiej, niż zmienić sposób żywienia i wprowadzić do jadłospisu produkty o wysokiej wartości odżywczej. Wielu z nas błędnie zakłada też, że zwyczajowa dieta nie dostarcza potrzebnych organizmowi składników, powołując się np. na slogan o wyjałowionej glebie czy chemii w żywności. Tymczasem po dodatkowe witaminy należy sięgać dopiero wtedy, gdy zdiagnozowane są niedobory w organizmie lub ryzyko ich wystąpienia jest duże i nie ma tu zasady „im więcej, tym lepiej”. Obecnie rynek suplementów napędza też pandemia COVID-19, bo jak wynika z badań sprzedaż niektórych preparatów zdecydowanie wzrosła.

Ze względu na ogromną ilość zgłaszanych do GIS suplementów nie jest możliwa weryfikacja wszystkich. Z raportu NIK (2017) wynika, że w latach 2014–2016 aż sześć tysięcy suplementów nie zostało objęta procesem weryfikacji, którego średni czas trwania wynosił 455 dni. W przypadku wystąpienia jakichś zastrzeżeń co do substancji wszczynane są postępowania wyjaśniające, które w latach 2009–2010 trwały ponad sześć lat, a produkt nadal mógł znajdować się w tym czasie na półkach sklepowych. To oznacza, że nie możemy być pewni, czy w produkcie znajdziemy dokładnie taką dawkę substancji, jaką deklaruje producent. Co więcej, możemy dostarczyć organizmowi składników niepożądanych, które występują w suplemencie, ale nie są wymienione w składzie. Jakie może to nieść konsekwencje?

R. W.: Niestety coraz częściej literatura naukowa donosi o niekorzystnych skutkach stosowania suplementów diety i nie chodzi tu tylko o brak weryfikacji składu przez GIS, bo do urzędu przedstawia się tylko papier. W przypadku nieuczciwych producentów to, co jest w dokumentacji, nie musi pokrywać się z tym, co fizycznie znajduje się w produkcie. Szczególne ryzyko dotyczy preparatów wspomagających odchudzanie, na budowę masy mięśniowej i na potencję. W wielu z nich stwierdza się zawartość substancji zabronionych, takich jak efedryna, sibutramina, a nawet amfetamina i jej pochodne. Dla przykładu badanie włoskie wykazało, że prawie 30% suplementów na spadek masy ciała zakupionych online zawierało zakazane i szkodliwe dla zdrowia związki chemiczne. Z kolei międzynarodowe dane wskazują, że od 12% do 58% suplementów dla osób aktywnych fizycznie zawiera substancje zakazane przez Światową Agencję Antydopingową. Pomimo regulacji prawnych etykiety suplementów przestają zatem być wiarygodnym źródłem informacji o składzie. Niektóre preparaty zawierają wiele substancji niedeklarowanych bądź nie zawierają tych, które figurują na opakowaniu. Z uwagi na ilość suplementów diety na rynku i tych w sprzedaży internetowej wykonywane obecnie badania kontrolne są kroplą w morzu potrzeb.

Biorąc pod uwagę niepewność co do składu produktu, czy suplementy mogą nam zaszkodzić? Jeśli tak, to w jaki sposób?

R. W.: Jedna kwestia to obecność składników o udowodnionym działaniu szkodliwym, na tyle niebezpiecznym, że pomimo efektów np. spadku masy ciała substancje te zostały wycofane z użycia nawet w lekach. Czasami chodzi o długookresowe przyjmowanie suplementów, które ujawnia niekorzystne skutki dopiero po wielomiesięcznym stosowaniu. W niektórych sytuacjach, podobnie jak w przypadku dopalaczy, toksyczne działanie może wystąpić już po jednorazowym zażyciu. Jednak szkodliwość suplementów nie musi wiązać się tylko ze sfałszowanym składem, czego przykładem mogą być środki z ekstraktem zielonej herbaty i ekstraktem rośliny Garcinia Cambogia. Są one legalnie dopuszczone do stosowania, ale okazało się, że dla niektórych osób stężenie substancji czynnych w wielu suplementach było na tyle duże, że prowadziło do uszkodzenia wątroby. Na podstawie takich przypadków ustala się na przyszłość maksymalne dawki tego typu składników. W związku z tym nieważne czy są syntetyczne, czy naturalne bez wcześniejszych badań u ludzi, trudno jest przewidzieć reakcję organizmu. Dlatego też w skali światowej zarysowuje się zgodność poglądów, że należy diametralnie zmienić aktualne podejście do wprowadzania suplementów na rynek. Przyjętą dotychczas zasadę „bezpieczny, dopóki nie udowodni się, że jest niebezpieczny” należałoby zmienić na „niebezpieczny, dopóki nie udowodni się, że jest bezpieczny”.

Czy istnieją jakieś substancje, których nie sposób dostarczyć organizmowi wraz z pokarmem, a które korzystnie na niego wpływają, przez co jedyną opcją pozostaje suplementacja?

R. W.: Tak, takim składnikiem jest witamina D. Zarówno w Polsce, jak i na świecie dieta nie jest w stanie pokryć jej zapotrzebowania. Wynika to z jej obecności tylko w nielicznych produktach (głównie tłuste ryby i jaja) oraz ze specyfiki ich spożycia. Małe na ogół spożycie ryb powoduje automatycznie niedobory tej witaminy w diecie. Latem istnieje naturalna szansa zwiększenia poziomu witaminy D pod wpływem słońca, ale zgromadzony w tym okresie zapas nie jest na tyle duży, aby wystarczył na cały rok. Dla wegetarian takim składnikiem może być żelazo i wspomniana już witamina B12.

Dla jakich grup ludzi suplementacja jest wskazana?

R. W.: Poza wymienionymi wcześniej przypadkami suplementacja diety zalecana jest kobietom ciężarnym, z uwagi na znaczny wzrost zapotrzebowania na niektóre składniki odżywcze. U każdej przyszłej mamy zaleca się przyjmowanie jodu, kwasu foliowego, witaminy D, DHA i czasami żelaza. W indywidualnych przypadkach, w zależności od stanu zdrowia i sposobu żywienia (dieta nietypowa), lekarz może zalecić suplementację dodatkowych składników.
Istnieją też sytuacje medyczne, kiedy nie chodzi o niedobory w diecie, ale zaburzone jest wchłanianie niektórych składników odżywczych. Najczęściej dotyczy to ludzi starszych z chorobami przewodu pokarmowego lub przyjmujących leki, które zwiększają wydalanie tych składników.

Jeśli już zdecydujemy się sięgnąć po suplementy, jak dobrać je odpowiednio? Z jakim lekarzem to skonsultować? Na co zwracać uwagę w kwestii producenta?

R. W.: To bardzo ważne pytanie. O ile suplementy diety to żywność i ich nabycie nie wymaga recepty, to jednak stosowanie tych produktów warto skonsultować z lekarzem. W praktyce, jak wynika z badań, nawet 70% pacjentów nie zgłasza lekarzowi, że na własną rękę przyjmuje suplementy. Musimy jednak mieć świadomość, że skład wielu z nich jest do siebie podobny, bez względu na to, na co są przeznaczone. Oznacza to, że preparaty „na odporność”, „na serce” czy „na sprawny umysł” mogą zawierać takie same witaminy i składniki mineralne, co grozi ryzykiem ich przedawkowania. Zbyt duża ilość tych substancji spożywana przez dłuższy czas nie tylko nie przynosi korzyści, ale może wręcz prowadzić do zaburzeń stanu zdrowia. Ponadto nie kierujmy się reklamą, sformułowanie „aż taka dawka” nie musi oznaczać, że na pewno będzie to dla nas optymalny wybór. Jeśli już zdecydujemy się sięgnąć po suplementy, to unikajmy kupowania ich przez internet. Po pierwsze w takich preparatach jest najwięcej zafałszowań, a po drugie nie mamy możliwości zasięgnięcia dodatkowej porady personelu medycznego.

Czy suplementy diety mogą wchodzić w interakcję z przyjmowanymi przez nas lekami, obniżając ich skuteczność lub wywołując skutki uboczne?

R. W.: Chociaż wiedza na ten temat jest jeszcze dość uboga, to jednak wiadomo już, że składniki aktywne suplementów mogą wchodzić w reakcję z substancjami czynnymi leków. Co więcej mogą reagować ze składnikami innych suplementów czy nawet ze składnikami diety. W ulotce leków takie informacje są obowiązkowo podane pacjentom, natomiast w przypadku suplementów nie jest to wymagane, a przede wszystkim nie jest to ustalone. W szczególności ryzyko dotyczy substancji ziołowych, ponieważ zawarte w wyciągach roślinnych polifenole mogą nasilać lub hamować działanie różnych leków, w tym m.in.przeciwzakrzepowych i hormonalnych. Żadne tego typu suplementy nie powinny być stosowane na własną rękę w przypadku leczenia choroby nowotworowej. Problem staje się jeszcze bardziej poważny, gdy suplement to mieszanka wielu ziół i interakcje mogą zachodzić już pomiędzy poszczególnymi ziołami w preparacie.

Przeprowadzono do tej pory całą masę badań dotyczących suplementów. Czy są one zwykle ze sobą zgodne? Jak weryfikować dane z badań pod kątem ich rzetelności, by nie karmić się dezinformacją?

R. W.: Pojedynczych badań jest rzeczywiście bardzo dużo, ale w literaturze naukowej są też zbiorcze opracowania, typu review lub metaanalizy. Takie publikacje podsumowują aktualny stan wiedzy, przedstawiając wnioski z dotychczasowych badań na świecie. W tym miejscu mogę wspomnieć, że właśnie ukazał się poglądowy artykuł mojego autorstwa o dość interesującym podtytule: Dietary supplements – for whom? Jeśli chodzi o przyjmowanie suplementów witaminowo-mineralnych przez osoby zdrowe to na podstawie wielu badań wiadomo, że nie zmniejsza to ryzyka ani chorób sercowo-naczyniowych, ani nowotworów. Według opinii wielu towarzystw naukowych stosowanie kwasów omega-3 obniża poziom trójglicerydów, ale nie jest już jednoznaczne, czy tym samym spada ryzyko chorób serca. Wyniki badań są natomiast zgodne co do tego, że przyjmowanie suplementów wspomagających odchudzanie jest zupełnie nieskuteczne albo co najwyżej ma efekt marginalny. Z myślą o dezorientacji wielu osób na temat żywienia i zdrowia powodowanej skrajnymi informacjami w mediach powstało w Polsce Narodowe Centrum Edukacji Żywieniowej (www.ncez.pl) finansowane przez Ministerstwo Zdrowia. Zamieszczane są tam artykuły eksperckie w przystępnej dla czytelnika formie i dlatego wszystkich zainteresowanych odsyłam do tego źródła po rzetelne informacje. Jeśli chodzi o suplementy to jest tam m.in. ciekawy poradnik Suplementy diety – czy potrzebujesz? opracowany w ramach Narodowego Programu Zdrowia.

Rozmawiała: Ela Burdzik
Grafika: Ela Burdzik