Wokół zaburzeń ze spektrum autyzmu i ASD przez lata nawarstwiało się wiele mitów, co doprowadziło do powstania pewnych nieścisłości w diagnozowaniu, terapii, a przede wszystkim w sposobie postrzegania przez społeczeństwo osób dotkniętych tym problemem. Co ciekawe wiele błędnych stwierdzeń dotyczy kluczowych aspektów stereotypowo charakteryzujących to spektrum.

 Bo kiedyś to tego nie było

Zdanie to można często usłyszeć z ust sceptyków zaburzeń psychicznych. Oczywiście jest ono mylne; odzwierciedla też stosunek niektórych do dzisiejszego szerszego diagnozowania. Znaczący wzrost ilości autystyków nie jest związany wyłącznie ze wzrostem liczby specjalistów i trafniejszymi kryteriami diagnostycznymi. Istotny jest też po prostu upływ czasu i zmiany zarówno stylu życia, jak i naszego środowiska – jedna z tez dotyczących przyczyn występowania zaburzeń ze spektrum jest stwierdzenie, że za te choroby odpowiedzialna jest wyższa ilość ołowiu, bifenylu czy dioksyny, na które jesteśmy teraz bardziej niż kiedykolwiek wystawieni (już od wczesnego dzieciństwa) ze względu na ciągłe przebywanie w otoczeniu telewizorów i komputerów. Mimo ogromnej wiedzy dotyczącej tych czynników chemicznych, ich znaczenia także nie można uznać za kluczowe, gdyż na przyczyny autyzmu składają się nie tylko konkretne warunki, ale też ich wspólna, konkretna konfiguracja.

 Uparciuch = autystyk

Powszechnie wiadomo, że dzieci autystyczne przejawiają pewne specyficzne formy zachowań, a ze względu na problemy z nawiązaniem kontaktu i komunikacją ciężko jest przekonać je na przykład do wykonania pożądanej przez dorosłych w danej chwili czynności. Warto jednak pamiętać, że także dzieci spoza spektrum w sytuacjach stresowych mogą mieć problem z opuszczeniem własnej strefy komfortu i odpowiednim reagowaniem. Często takie przejęte sytuacją diagnostyczną, oddzieleniem od rodzica czy nowym miejscem zostają mylnie zdiagnozowane, mimo iż na co dzień nie mają typowych dla autyzmu problemów. Wyciąganie takich wniosków przez jedynie częściowo zaznajomionych z tematem rodziców lub niedokwalifikowanych, pochopnie wydających opinię terapeutów, często prowadzi do błędnego zdiagnozowania, a potem także niedostosowanego traktowania dziecka. Aby zapobiec takim sytuacjom szeroko promuje się bogatszy model diagnozowania spektrum, w którym bada się całe rodziny w jak najbardziej przyjaznych dziecku warunkach. Pozwala to na skuteczne rozpoznanie zaburzeń oraz dopasowanie odpowiedniej terapii.

Nieleczone dziecko = dorosły bez szans

Jest to mit najbardziej uderzający w osoby w wieku nastoletnim i dorosłym, o których uważa się, że nie będą już w stanie przystosować się do życia w społeczeństwie i nie należy nawet próbować ich terapeutyzować. Takie podejście utarło się, ponieważ większość ludzi uważa, że dzieci mogą rozwijać pewne umiejętności tylko do pewnego wieku, a jeżeli się to nie stanie, to nie mogą tego nadrobić. Warto tutaj podkreślić, że co prawda ludzki mózg rośnie tylko do pewnego momentu, jednak tworzyć nowe połączenia między neuronami może całe życie. Doktor nauk medycznych Henry Mannem wymienia liczne przypadki, gdy przy zastosowaniu odpowiedniej metody nawet późno zdiagnozowani dorośli z problemami są w stanie przystosować się do społeczeństwa, nauczyć życia z ludźmi. Warto jednak pamiętać, że w przypadku terapeutyzowania osoby dorosłej cały proces będzie dłuższy i  wymaga większej cierpliwości.

Są to tylko wybrane, najjaskrawsze mity dotyczące autyzmu i ASD. Niestety wszystkich nie sposób byłoby wymienić, jednak wzrost świadomości społeczeństwa na temat spektrum jest istotny. Naprostowywanie fałszywych informacji jest znaczące, ponieważ może zmienić postrzeganie tego zaburzenia zarówno przez rodziców, jak i resztę społeczeństwa.

Autor: Weronika Kłysz

Grafika: Karolina Salamon