Pan domu – upokarzające określenie, powód do wstydu, zwyczajne słowa, a może powód do dumy i chodzenia z podniesionym czołem? Kwestia zajmowania się domem oraz dziećmi przez mężczyzn czasami jest w ich środowisku bardzo źle postrzegana. Pytanie, czy słusznie?

Obecne społeczeństwo przypięło do tego określenia łatkę raczej negatywnego i mało który mężczyzna chciałby zostać tak nazwany. Należy zastanowić się, co doprowadziło do takiego stanu. Jednej z głównych przyczyn można się dopatrywać w silnie rozpowszechnionym w społeczeństwie podejściu patriarchalnym do rodziny, a przede wszystkim do pozycji mężczyzny i kobiety. To przez takie właśnie myślenie panuje niemalże wszechobecne przekonanie, że facet w domu nie powinien sprzątać, prasować, zmywać czy zajmować się dziećmi w zakresie większym niż to niezbędne. Nie do pomyślenia w takim schemacie jest to, że ojciec zostaje na stałe w domu, żeby się nim zajmować, dbać o tak zwane „ognisko domowe”, a to kobieta zajmuje się utrzymaniem rodziny pod kątem finansowym. Istnieje w tym wszystkim podział na „czynności męskie”, do których zaliczają się wszystkie prace wymagające siły, a także „czynności kobiece”, czyli – między innymi – wszelkie lżejsze obowiązki domowe, na czele z pracami porządkowymi. Takie przekonanie wynikać  może również z kultury i tradycji, powoli ulegających transformacji i zmianie założeń, na których bazowały. Jednym z nich jest właśnie fakt bycia przez mężczyznę głową rodziny, która ją utrzymuje, podczas gdy kobieta dba o gospodarstwo domowe.

Należy się dogłębnie zastanowić, czy faktycznie to, że facet dba o dom, a kobieta o aspekt finansowy, jest takie złe. Oczywiście, że nie. Nie ma w tym nic poniżającego albo uwłaczającego dla mężczyzny. Nie istnieje żaden podział na czynności męskie czy kobiece, zarówno w ramach gospodarstwa domowego, jak i ogólnie w społeczeństwie. Jak mówi popularne powiedzenie: „żadna praca nie hańbi”. Dlaczego miałoby się to odnosić tylko do pewnego zakresu prac zarobkowych? Ma to takie samo zastosowanie w przypadku obowiązków domowych. Nie powinno być żadną ujmą dla panów, jeśli ich partnerki całkowicie oddają się zapewnieniu bytu rodzinie, a oni w pełni przejmują kwestie zajęcia się domem. Jestem również pewny, że znaczna większość pań przyjmie z uśmiechem na twarzy każdą formę pomocy w zajmowaniu się lokum – będzie to postrzegane bardziej jako spora zaleta niż choćby cień wady.

Czy można jakoś zmienić obecny stan rzeczy, takie przekonanie o podziale obowiązków domowych według płci? Oczywiście, że tak. Mogą w tym zakresie działać zarówno sami mężczyźni, jak i kobiety. Największa część odpowiedzialności za aktualną sytuację mężczyzn i tak leży w ich rękach. Musiałoby zniknąć wewnętrzne uprzedzenie do wykonywania obowiązków domowych. Płeć męska powinna przestać wmawiać sama sobie, że sprzątanie, gotowanie czy zmywanie nie jest nie dla niej, a kuchnia to królestwo tylko kobiet. Panie same pewnie przyznają, że z chęcią przyjęłyby pomoc od swoich chłopaków/narzeczonych/mężów.

Podział obowiązków w zajmowaniu się domem może wynikać także ze wzorców, według których zostaliśmy wychowani i jakie wynieśliśmy z domu. Należałoby dobrze się im przyjrzeć  i ocenić według własnego sumienia, czy na pewno są właściwe. Problem w tej materii pojawia się już w samym nazewnictwie. Używanie określeń typu kogut domowy czy pan domu może nasunąć pewne negatywne skojarzenia. Zwroty te mają  bardzo negatywny wydźwięk, zupełnie niepotrzebnie. Można pokusić się o stwierdzenie, że takie przejęcie domu jest wyrazem wielkiej męskości, ponieważ pokazuje, że dany mężczyzna jest ponad stereotypy i uprzedzenia.

Mężczyzna pozostanie mężczyzną niezależnie od tego, czy jego partnerka zarabia więcej niż on albo, czy akurat zajmuje się sprzątaniem domu i opieką nad dziećmi, a nie rąbaniem drewna.

Autor: Łukasz Wiszowaty

Grafika: Pixabau.com