11 kwietnia w Polsce miała miejsce premiera koreańskiej produkcji filmu, pod reżyserią Joon-Ho Bonga „Snowpiercer: Arka przyszłości”. Jest to pierwszy anglojęzyczny film tego reżysera wyprodukowany na tak dużą skalę. Sci-fi, dramat i akcja przeplatają się ze sobą w produkcji, przynosząc tym samym dosłownie wybuchową niespodziankę.

Podchodząc do filmu bardzo sceptycznie miałam wrażenie, że nowatorstwo tego dzieła jest zbyt odważne, a jego oryginalność po prostu dziwna. Pomimo, że nie jestem przeciwniczką tego typu filmów, ten na pierwszy rzut oka wydawał się kiepski. Jednak po czasie, można  zacząć dostrzegać głębsze znaczenie i drugie dno.

Fabuła „Snowpiercer” oparta została na komiksie „Le Transperceneige”. Jest to opowieść o nieudanym eksperymencie, mającym za zadanie walkę z globalnym ociepleniem, w wyniku którego ponowne zlodowacenie Ziemi zabija całe życie na planecie. Wyjątkiem są pasażerowie superpociągu, który został stworzony przez korporację Wilford Industries. Mieszkańcy nowoczesnej arki są jednak podzieleni na swego rodzaju klasy. Ci upchnięci na końcu maszyny żyją w wielkim ubóstwie, dalej można wyróżnić klasę średnią no i samego „władcę” pociągu. Reżim i zły aparat władzy w maszynie doprowadza do rozpoczęcia kolejnego już, jak się później dowiadujemy, powstania i rewolucji klasy najuboższej, chcącej godnych warunków życia.

Ta uwspółcześniona arka pokazuje, że koniec cywilizacji nie musi oznaczać końca dalszych podziałów ludzkości i ciągłej walki o swoje prawa. Film ma swój wydźwięk społeczny, pokazujący powody do zaistnienia powstania jak i jego dalszych, nie zawsze udanych losów. Pomimo, że akcja może się dłużyć, film zdecydowanie zapada w pamięć, a występująca momentami groteska, czasami i rozśmiesza widza, choć zawiera swoje głębsze przesłanie.

 

Karolina Furman