debata

na scenie za mównicą stoją dwie kobiety
jedna ma na sobie czarną przylegającą sukienkę
długie rękawiczki na dłoniach wysokie obcasy na nogach
pomalowała usta na czerwono i rozpuściła włosy
druga ubrała się w białą zwiewną sukienkę
spięła włosy w luźnego warkocza i nałożyła błyszczyk na wargi
zbliża się czas wyborów
obie startują na prezydentkę mojej głowy 

program pierwszej polega zrujnowaniu mu życia
hasło to ODEGRAJMY SIĘ
żywo gestykuluje opowiadając krok po kroku jak połamać jego serce na milion kawałków
jakby tysiąc jej nie wystarczyło
próbuje przekonać mnie że mężczyzna taki jak on
nigdy mi nie dorówna
poza tym jest zakochany w romantyczności
a dobrze wiemy że brzydzi mnie czułość
uczyńmy go wrakiem
sprawmy aby żałował że nas poznał 

plan wyborczy drugiej polega na oswojeniu
jej hasło to ODZYSKAJMY GO
w logiczny sposób przedstawia jak byłoby nam dobrze
jego dłoń w mojej dłoni
jego serce w moich wierszach
bezczelnie przywołuje wspomnienia i zapach jego pachnidła
mówi jakie to świetne że jest taki czuły
wszystkiego mogłybyśmy się od niego nauczyć
w dodatku on nawet tego nie wymaga
bo kocha nas takimi jakimi jesteśmy 

wybory tuż tuż
a ja wciąż siedzę na widowni słuchając kandydatek
już boli mnie głowa
cholera jasna co ja mam zrobić
na którą z nich mam oddać swój głos

 

protest
pytają co się stało
przecież pogoda dopisuje
a panny o długich nogach stale pytają o jego numer
ale jedna pani tkwi mu w sercu
tańczy do niekończącej się melodii

pytają dlaczego ciągle chodzi z głową wśród wieżowców
zatraca się w pracy licząc duńskie korony
nie gra na scenie ale to przypomina sztukę jego życia
to jak udaje dzień za dniem że wyrzucił mnie z pamięci 

wraca do wspomnień moich pocałunków
do moich perfum przy jego skórze
do mojego ciała w jego ramionach
mój cień podąża za każdym krokiem który stawia
jakby on sam był ścigany listem gończym
patrzy na mój uśmiech uwieczniony na fotografiach
bo tylko to mu zostało 

pytają co się dzieje
a on milczy bo wstyd mu przyznać
to ona mi się przydarzyła
ta pani która sama w sobie jest czystą poezją
której już nigdy nie przeczytam

 

rozterka

ta myśl miga w moim umyśle od czasu do czasu
by sprawdzić co u ciebie
ale strach przed tym że mogę być ci obojętna jak nieznajomy mijany na ulicy
gasi całe pragnienie

pytania nie mają końca
czy wszystko między nami w porządku
modlisz się o mój upadek czy życzysz mi jak najlepiej
nienawidzisz mnie każdym mięśniem
a może obawa przed tym że nawet nie zechcę na ciebie spojrzeć
zabija cię od wewnątrz
czy wykazałeś choćby cień sympatii
a może widząc mój nekrolog odwróciłbyś wzrok bez przejęcia
czy kiedykolwiek chciałeś przeczytać wiersze z twoim pseudonimem
a może uznałbyś to za marnotrawstwo czasu
bo moja poezja jest gorzej niż kiepska
czy słysząc moje imię łączysz je z obcą kobietą
a może przywołując wspomnienia uśmiechasz się pod nosem
lubiłeś moją złośliwość
a może była dla ciebie przesadą
drzazgą na dumie
czy oddałbyś wszystko by mnie przeprosić
a może każdego dnia oczekujesz przeprosin

lista nie ma końca
i choć ta myśl biega po moim umyśle jak zwariowane dziecko
nie potrafię jej zatrzymać
dlatego biernie żyję nadzieją że jeśli spotkamy się tym ładnym przypadkiem
uśmiechniesz się do mnie tak jak to miałeś w zwyczaju
zamiast podarować mi coś przypominającego grymas
coś co jest przeznaczone dla nieznajomego mijanego na ulicy

 

kompozyt

twoja głowa jest pokazem mody
przechadzam się po wybiegu jak supermodelka
każdy z fotografów łapie moje najlepsze pozy
robią zbliżenia na usta
tak byś nigdy nie zapomniał ich kształtu
dziennikarze przeprowadzają wywiad
pytają co robię
z kim się widuję
dlaczego żyję w sekrecie 

nie potykam się na wysokich butach
nie schodzę ze sceny
wciąż pozuję i zalotnie się uśmiecham

niech patrzą
niech zapamiętają każdy uśmiech 

minęło sześć miesięcy ale muzyka nie ucichła
wciąż stoję na wybiegu twoich myśli
nie możesz mnie dotknąć nie możesz się do mnie zbliżyć
żyję jedynie w twoich wspomnieniach
tam nigdy nie przestanę być supermodelką
bo ty nigdy nie zgasisz świateł

 

polowanie na muchę

miałam się kłaść
usiadłam na łóżku i otworzyłam książkę
chciałam odpocząć po ciężkim dniu
ale gdy tylko zapadła całkowita cisza
okazało się że w moim pokoju jest mucha 

myślałam że po prostu ją zignoruję
przecież to tylko mucha
nie minęła chwila a już stałam na środku z kapciem w dłoni
bzzzzzzz

gaszę światło i zapalam je w innym pomieszczeniu
może jeśli uzna że mnie już nie ma
już za późno
może wtedy wyleci
nic bardziej mylnego
lata w kółko jakby była sportowcem na arenie
jakby oczekiwała braw za własną wytrwałość 

więc wreszcie następuje ten czas gdy nie mam litości
biegam za nią jak jakaś wariatka
wrzeszczę
muszę rano wstać wynoś się
ale ona nawet nie myśli o odejściu 

owszem otworzyłam okno kilka chwil temu jednak to bez znaczenia
bzzzzzzzzz
przecież było tak duszno tak nudno
sądziłam że nawet jeśli rzeczywiście coś wleci nic się nie stanie
pozbędę się muchy jak każdej innej

bzzzzzz
bzzzzzzzzzz
bzzzzzzzzzzzzzz
do jasnej cholery skąd miałam wiedzieć że ten owad tak się uprze by zostać
siada na kartkach notatnika
brudząc każdy z moich wierszy
sprawia że czuję się winna zapraszając do siebie obcych mężczyzn
wiem że mnie obserwuje

nie pamiętam od kiedy nie śpię
wciąż słyszę odgłos muchy w moim pokoju
nie wiem kiedy to się skończy
po prostu nie wiem czy kiedyś zniknie
czy nadejdzie dzień
w którym wreszcie zapadnie cisza

 

drzewo manchineel

były czasy gdy pragnęłam być różą w twoim ogrodzie
to moja największa fantazja
byś nie mógł przestać się we mnie wpatrywać
by cała uwaga była poświęcona moim płatkom 

twój ogród był zatłoczonym miejscem
dlatego już nie chcę być różą a drzewem manchineel 

każdy z moich owoców jest śmiertelnie trujący
ale wygląda tak soczyście że ta myśl nawet nie pojawi się w twojej głowie
każda róża stała się szpetna
do tego stopnia że deptałeś jedną po drugiej
byleby zbliżyć się do konaru
w tym tkwi mój sekret
nie musisz brać mnie do ust bym mogła cię zranić
ale i tak marzysz by mnie spróbować 

tęsknisz za moim zapachem
wystarczy jeden kęs
subtelny dotyk dłoni czy niewinne spojrzenie
tak niewiele trzeba byś umarł z mojej ręki 

a gdy wreszcie pozbawię cię ostatniego oddechu
zapuszczę korzenie nad twoim grobem
nikt nie zobaczy róż
jedynie owoce drzewa manchineel

 

o czym myślę przed snem

choć zamilkła muzyka
wciąż tańczy na środku mojego umysłu
nie wiem czy do niego dołączyć
czy zepchnąć go z krawędzi 

chcę całować jego wargi aż zabraknie mi tchu
zaszyć mu usta bo nie mogę go słuchać
chcę pisać mu miłosne wiersze
zrobić podpałkę ze stron notatnika

gdybyśmy byli razem
jedno z nas trafiłoby do więzienia za zabójstwo drugiego
ale przecież jesteśmy historią z tak wieloma zwrotami akcji
więc chyba zasłużyliśmy na szczęśliwe zakończenie

chcę wpleść palce w jego włosy
wykrzyczeć mu prosto w twarz że zaczyna łysieć
chcę oczarować jego mamę na rodzinnym obiedzie
nachylić się z gracją i szepnąć do ucha
pani syn jest panną lekkich obyczajów 

jeszcze nie zdecydowałam czego chcę
tańczyć na jego grobie czy na naszym weselu


Tekst: Weronika Majewska
Grafika: Eva Yulchieva