Nazywano go prekursorem bolszewizmu, zdeprawowanym pornografem, wrogiem systemu i burzycielem ładu społecznego. Czy słusznie? Jeśli wierzyć słowom Tadeusza Dołęgi-Mostowicza: „O nikim chyba w najszerszej opinii polskiej nie krążyły poglądy tak fałszywe, sądy tak niesłuszne, jak o Zbigniewie Uniłowskim”. Co prawda, zmarły przedwcześnie pisarz nie doczekał się za życia oficjalnej rehabilitacji, jednak Wspólny pokój zajmuje zdaniem badaczy ważne miejsce w literaturze dwudziestolecia międzywojennego i po dziś dzień zdobywa uznanie czytelników.

Sięgajmy po klasyki

Współcześnie wydawane bestsellery kuszą nas kolorowymi okładkami, nośnymi hasłami reklamowymi informującymi o rekordowej liczbie sprzedanych egzemplarzy, a głośne recenzje dziennikarskie obiecują niezapomnianą czytelniczą przygodę. Wszystko to ma oczywiście za zadanie zachęcić czytelnika do sięgnięcia po nowo wydawane pozycje. I słusznie! Bo każdy sposób, by promować czytelnictwo, jest dobry; nawet jeśli współczesne pozycje, po które dziś sięgamy, nie zawsze są literaturą „wysokich lotów”. Ja jednak myślę – co poniekąd można oczywiście zrzucić na karb filologicznego wykształcenia, choć i czytelnicza intuicja okazała się tu nie bez znaczenia – że poza książkami najnowszymi, warto sięgać również po literaturę poprzednich epok. Starsze dzieła kryją w sobie bowiem zarówno swoisty czar minionych czasów, jak i (co wcale nierzadkie!) niosą uniwersalny i wciąż aktualny przekaz. Aż się prosi, żeby rzec w tym momencie „nowe chwalicie, starego nie znacie”.

Do jednej z tych powieści, które w moim odczuciu nie straciły z biegiem lat na aktualności, należy najsłynniejsza powieść Zbigniewa Uniłowskiego. 

O czym to jest?

Marzący o światłej karierze literackiej 21-letni Lucjan Salis wraca do stolicy po półrocznym pobycie w Zakopanem, gdzie leczył się na gruźlicę. Zamieszkuje w mieszkaniu starego przyjaciela, Zygmunta Stukonisa, również początkującego literata. Oprócz nich przez tytułowy pokój, w którym z czasem zaczyna robić się coraz bardziej ciasno, przetoczy się jeszcze kilkoro innych bohaterów: pisarz-podróżnik Dziadzia, brat i matka Zygmunta, trzech studentów oraz dwie urocze współlokatorki – Felicja Stodulska i Teodozja Mokucka, ukochana Lucjana.

Uniłowski bez cenzury ukazuje bliskie wegetacji życie, które ci młodzi ludzie o pozornie wielkich ambicjach, zwyczajem modernistycznych artystów, codziennie zatapiają w alkoholu. Pisarzowi udało się stworzyć świetne studium degeneracji literata i artysty, a w sensie ogólniejszym także (a może przede wszystkim?) studium upadku człowieka. Człowieka, który niezauważalnie wszystkimi swoimi działaniami prowadzi do samodestrukcji.

Poetyka powieści

Wspólny pokój w dosadny, naturalistyczny wręcz, sposób obrazuje codzienne życie toczące się w Warszawie lat 30. XX w. Zawiera przy tym liczne elementy karykaturalne, a także odwołania do poetyki paszkwilu i pamfletu. Inspiracją do stworzenia utworu stały się dla Uniłowskiego przeżycia autobiograficzne oraz losy jego przyjaciół, bywalców słynnej kawiarni Mała Ziemiańska. Autor nawiązuje do kręgów grupy literackiej Kwadrygi, w której sam się niegdyś odnalazł. Dlatego też znaczna część bohaterów utworu ma swoje prototypy w świecie rzeczywistym, a sam główny bohater stanowi alter ego pisarza. Uniłowski skorzystał również z okazji, by na kartach swojej powieści dokonać rozrachunku z dotychczasową tradycją literacką, m.in. poprzez ostre ataki na twórczość Kadena-Bandrowskiego:

  • „Tfu, jak ten szczeka. Załgany, zaśliniony karierowicz… gada, gada”;
  • „Co mi ten Kaden zawinił, ani mnie ziębi, ani mnie grzeje; zasrany pisarz – to fakt, ale ma swoją grupę matołów, którzy go wielbią”;
  • „Wszyscy wiemy, do czego służy wychodek. Kaden z uporem maniaka poucza nas o tym”.

Nuda egzystencjalna

Życie bohaterów Wspólnego pokoju toczy się w zamkniętym kręgu pomiędzy domem a kawiarnią. Młodzi literaci naśladują styl bycia charakterystyczny dla młodopolskiej bohemy. Czas do południa spędzają na mniej lub bardziej udanych artystycznych poczynaniach, wieczór zaś upływa im zwykle na suto zakrapianych alkoholem zabawach. Każdy dzień, przepełniony przygnębiającą monotonią, jawi się jako bliźniaczo podobny do swego poprzednika. Nic tu się nie zmienia, nic nie dzieje. Jak stwierdza literaturoznawczyni Barbara Gutkowska: „Nudne jest tutaj wszystko: ludzie, przedmioty (łóżko), zastana literatura, nauka, praca, choroba, miłość, szczęście i nieszczęście, po prostu samo życie”. To właśnie wszechobecna nuda i egzystencjalne zblazowanie bohaterów sprawiają, że dzielone przez nich mieszkanie staje się zamkniętą i odizolowaną przestrzenią, gdzie czas – rządzony nerwowym biciem zegara – toczy się w innym, swoistym tempie. „Mroczna pustka” wszechobecna w życiu młodych mężczyzn odzwierciedla wewnętrzną pustkę, jaką sami odczuwają, nie mogąc dookreślić i scalić własnej tożsamości. Wszystkie bodźce ze świata zewnętrznego docierają do nich jak przez mgłę. Nawet śmierć współlokatorów nie burzy naturalnego rytmu jałowej codzienności, a chwilowe poruszenie znów zastępuje rutynowa… nuda.

Nihilizm jako choroba cywilizacyjna

Nihilizm, choroba i śmierć – sądzę, że tak najkrócej można by określić aksjologiczną trójcę wartości, wokół których osnuta jest fabuła powieści. Choroba przyjmuje tu wymiar egzystencjalny, staje się zaczynem do wszelako rozumianego fizycznego i moralnego rozkładu. Chorobliwa jest cała rzeczywistość, w której bohaterowie się poruszają. Śmierć zaś, która na kartach powieści pojawia się aż siedmiokrotnie, pozbawiona jest dramatycznego wymiaru. Atragiczność śmierci samoistnie odbiera z kolei sakralną sankcję samemu życiu, które przestaje być wartością najcenniejszą. Wyznawana przez bohaterów nihilistyczna filozofia zdaje się wręcz sugerować, jakoby śmierć stanowiła najlepszą ucieczkę od nudy prozaicznego życia. Sądzę, że warto przytoczyć tutaj słowa wyjęte z jednego z esejów Susan Sontag, która wskazuje, że „choroby zawsze wykorzystywane były jako metafory wzmacniające oskarżenia społeczeństwa o korupcję czy niesprawiedliwość. […] Choroby jako metafory używa się teraz nie po to, by zarzucić społeczeństwu brak równowagi, lecz by wskazać jego represyjny charakter”. W tej perspektywie Wspólny pokój jawi się nam dodatkowo jako socjologiczne studium społecznych problemów i popularna w dwudziestoleciu międzywojennym powieść środowiskowa, w dużym stopniu zabarwiona wpływami behawiorystycznymi. Behawioryzm w utworze jest „przede wszystkim określoną koncepcją człowieka, ogólną formułą, wyjaśniającą tajemnice jego życia wewnętrznego, jego aktywności w środowisku, zachowań i stale niejasnych reakcji”. Postępowaniem bohaterów kierują bowiem najróżniejsze instynkty, często zredukowane do biologicznych popędów. Co więcej, autor dość śmiało wprowadził liczne elementy erotyki, przez co naraził się na oburzenie opinii publicznej, niegotowej na przyjęcie literatury w takim kształcie.

Humor jako odskocznia

Elementy humorystyczne, których we Wspólnym pokoju bynajmniej nie brakuje, stanowią bardzo mocną stronę powieści. Wyznaczają jednocześnie idealną przeciwwagę wobec ogólnie pesymistycznej wymowy utworu. Szczególnie mistrzowskie są dialogi komponowane przez Uniłowskiego. Wyróżnia je często wielka doza humoru i żartobliwej ironii. Oto przykład, który wywoła uśmiech na twarzy niemal każdego czytelnika: 

– Mieciek, mówię ci, umyj nogi, bo jak pamiętam, to już dwa tygodnie nie myłeś.
– Co matka tam pamięta, dwa tygodnie, a już!
– Matka sobie zapisuje?
– Zapisuje, czy nie zapisuje, ale umyj kulasy chociaż raz przy niedzieli.
– Nie umyję, w dupie mam, będę się chlapał, nie wiadomo po jaką cholerę!
– Skarpetki się przez to niszczą. Mówię ci po dobroci, umyj te brudne giry.
– Gówno, niech się matka odczepi. Ani mi się śni!
– Żebyś wiedział, łajdaku jeden, że śniadania nie dostaniesz.
– Gwiżdżę na matki śniadanie! Szykany zasrane.

***

Nikogo nie powinno dziwić, że Wspólny pokój nie jest lekturą szkolną – zbyt dużo kontrowersji wywołał pisarz swym dziełem. Nie zmienia to jednak faktu, że tragicznie prawdziwa powieść Uniłowskiego jest utworem wybitnym, którego nie powstydziliby się wielcy tamtych czasów: Witkacy czy Gombrowicz. Sam pisarz nie odbiega zresztą talentem od bożyszczy swej epoki. Zdecydowanie wypada więc zgodzić się ze słowami Jarosława Iwaszkiewicza, który występując przeciwko temu, co uznano powszechnie za „uniłowszczyznę”, deprecjonując w ten sposób rzekomy amoralizm autora, dokonał trafnej oceny pisarstwa młodego pisarza: „W tym przywiązaniu do życia, w tym nadawaniu życiu codziennemu, zwyczajnemu życiu, znaczenia jakiegoś najwyższego regulatywu wszystkich spraw czy to etycznych, czy estetycznych, zawierał się głęboki sens książek Uniłowskiego”.


Źródła:

  • T. Dołęga-Mostowicz, Kim był Zbigniew Uniłowski, „Wiadomości Literackie” 1937, nr 50 (736), http://retropress.pl/wiadomosci-literackie/kim-byl-zbigniew-unilowski/, [dostęp: 13.11.2023].
  • B. Gutkowska, „Że życie a sztuka to co innego – z szacunkiem”: o „Wspólnym pokoju” Zbigniewa Uniłowskiego, [w:] Między Kadenem a Andrzejewskim: w kręgu powieści polskiej XX wieku: studia i szkice, red. W. Wójcik, Katowice 1995, s. 39–55.
  • J. Iwaszkiewicz, Optymizm Uniłowskiego, „Wiadomości Literackie” 1937, nr 50 (736).
  • S. Sontag, Choroba jako metafora, przeł. J. Anders, [w:] Osoby, wybór, oprac. i red. M. Janion i S. Rosiek, Gdańsk 1984.

Tekst: Zuzanna Kozłowska
Zdjęcie: Katarzyna Sajdych