George Clooney jest na pewno wszechstronną postacią w świecie kina. Aktor, reżyser i scenarzysta w jednym stał się sławny dzięki rolom w serialach jak i filmach. Po  sukcesie jaki przyniosła ze sobą oscarowa „Grawitacja” w której grał jedną z głównych ról, czy też „Operacja Argo” gdzie był producentem producenta, ciężko było się spodziewać, że kolejny film jego autorstwa, „ Obrońcy skarbów” nie okaże się zadowalający dla widzów jak i krytyków. Z jednej strony chwalony za technikę kręcenia, z drugiej krytykowany za mało wciągającą fabułę i dokładność historyczną. Jaki jest więc ten film?

Akcja filmu dzieje się w czasie II wojny światowej. Amerykański konserwator sztuki, Frank Stokes, zmartwiony grabieżami dzieł sztuki dokonywanymi przez nazistów, za pozwoleniem prezydenta organizuje specjalną jednostkę żołnierzy składającą się z wykształconych historyków sztuki, architektów i kolekcjonerów, których misją będzie odnajdywanie zgrabionych reliktów w celu oddania ich prawowitym właścicielom. Jest to wydarzenie całkowicie autentyczne, mimo zmian w nazwiskach postaci(oraz dodaniu własnych bohaterów). Stokes zbiera ze sobą mały oddział specjalistów wśród których znajdziemy takie gwiazdy jak Mat Damon czy Bill Muray.

Mimo intrygująco brzmiącej fabuły „Obrońcy skarbów” nie są wciągającym widowiskiem. Fabuła jest monotonna i skupia się w większości na tym samym: szukaniu miejsc, kłótniach z oficerami i zbieraniu dóbr sztuki. W filmie brakuje życia, bardziej rozbudowanej akcji. Mimo, że zdarzają nam się pojedyncze sceny „batalistyczne”, nie są wciągające i nie budzą dreszczyku emocji. Ciężko się utożsamiać z bohaterami którzy są płytcy, niewiele o nich wiemy i nie mamy okazji ich bliżej poznać poza paroma faktami.  Wydaje się że film jest za mało rozbudowany, oraz, że nie panuje nad wątkami związanymi z bohaterami, które mimo wszystko miały być zjawiskiem pozytywnym, pozwalającym nam lepiej wczuć się w postacie. Nie pomaga tutaj nawet dobór znakomitych aktorów i ich mistrzowski kunszt.

Mało wciągająca fabuła może wynikać z zamierzeń filmu. Ma on pokazać nam jak wiele sztuka jest warta w życiu ludzkości i ile można poświęcić by bronić naszej kultury. Clooney udowadnia nam to scenami w których niektórzy z tytułowych obrońców są w stanie zrobić wiele by uchronić jedno dzieło sztuki. Jednak niektórymi momentami to wspaniałe przesłanie wydaje się być przesłonione amerykańskim patosem.

W kwestii kinematograficznej filmu jest jedna rzecz na którą naprawdę można zwrócić uwagę, mianowicie oprawa muzyczna. W większości jest to amerykańska melodia kojarząca się z starymi filmami wojennymi, która niewiele wpasowuje się w klimat opowiadanej historii.

„Obrońcy skarbów” na pewno mogą być ciekawostką filmowo-historyczną, pokazująca mało znany epizod z wojny. Niestety, nie jest to jednak przyciągający film. Tym razem Clooney przegrał bitwę o widza.

Michał Szymański