Czyli kilka słów o motywacji w sporcie amatorskim

W teorii wszystko wydaje się proste. Wieczorem planujesz swoje posiłki na kolejny dzień. Nazajutrz przygotowujesz je samodzielnie, bo przecież wszyscy wiemy, że gotowce są niezdrowe. Specjalnie wstajesz wcześniej, by zjeść zdrową owsiankę i zdążyć na poranny trening. 

Potem czas na chwilę rozciągania lub medytacji i pobudzony wybuchem endorfin lecisz do szkoły lub pracy, jak zawsze biorąc ze sobą swój lunchbox po brzegi naładowany gotowanymi na parze warzywami, kaszą i różnymi surówkami. Do tego woda mineralna, bo  ma zero kalorii i najlepiej zaspokaja pragnienie. No… i to by było na tyle, jeśli chodzi o teorię.

Każdy wie, jak to wygląda naprawdę. Zdarzają się dni, kiedy faktycznie jesteś pełny optymizmu i chęci do życia. Z radością rozkładasz w pokoju matę do ćwiczeń lub idziesz na siłownię. Wszyscy uwielbiamy to uczucie, kiedy od nadmiaru energii aż nas roznosi. Chcielibyśmy, aby taki stan utrzymywał się wiecznie – zwłaszcza w obecnych czasach, kiedy zdrowy styl życia staje się coraz modniejszy, a idealny wygląd coraz bardziej pożądany. Social media epatują sztucznie wykreowanym wizerunkiem sportowców, którzy codziennie z wielkim zapałem i pasją wykonują mordercze treningi. Nie jest to zdrowe. Bądźmy szczerzy, w rzeczywistości takie forsowanie swojego organizmu każdego dnia nie jest nawet możliwe!  A jednak wiele osób wciąż się na to nabiera. Fikcyjna kreacja superczłowieka staje się dla nich przyczyną kompleksów.

Na pewno znasz to uczucie towarzyszące Ci zawsze, kiedy oglądasz trenerów o nieskazitelnych sylwetkach ćwiczących bez najmniejszej zadyszki i ze sztucznym uśmiechem przyczepionym do twarzy, podczas gdy Ty już po samej rozgrzewce jesteś zasapany i zlany potem, mimo że wykonywałeś ćwiczenia dwa razy wolniej niż oni. Masz wtedy wrażenie, że nigdy nie dorównasz im sprawnością. Do tego codziennie zmagasz się z żywieniowymi pokusami, a rodzina i znajomi, zamiast Cię wspierać, podsuwają tylko kolejne okazje, byś złamał swoje postanowienia. Czasem w ogóle nie chce Ci się już zaczynać treningu, bo pomimo wielu starań i wyrzeczeń nie widzisz spodziewanych efektów. I tak oto, nawet jeśli początkowo podchodziłeś do aktywności fizycznej z pozytywnym nastawieniem, z biegiem czasu Twoja motywacja zaczyna maleć. To zupełnie normalne. Rozumie to każdy, kto miał w swoim życiu choćby epizodyczną styczność ze sportem. Sinusoida motywacyjnych wzlotów i upadków to coś, co towarzyszy nam przez cały czas. Najlepsze co możesz zrobić, to po prostu przyzwyczaić się do tego i zaakceptować ten fakt. Zdarza się, że jesteśmy przytłoczeni nadmiarem obowiązków, nie mamy na nic czasu i czujemy się zmęczeni już na samą myśl o treningu. Takie jest życie i w kryzysowych sytuacjach naprawdę warto odpuścić i dać organizmowi odpocząć. Jednorazowe pominięcie ćwiczeń nie sprawi, że zaprzepaścisz efekty swych wielomiesięcznych starań.

Jednak z drugiej strony, czasem za bardzo przyzwyczajamy się do przyjemnego odpuszczania sobie i zaczynamy notorycznie uciekać się do najróżniejszych wymówek (w tej kwestii wyobraźnia nigdy nie zawodzi!). I to już jest większy problem. Na pewno wiele razy powiedziałeś sobie: „Zacznę od poniedziałku. To już ostatni batonik, od jutra nie jem słodyczy i będę ćwiczyć! Czy coś z tego wyszło? To historia stara jak świat. Od poniedziałku. Od jutra. A po jutrze przychodzi kolejne jutro, a po poniedziałku następny już poniedziałek, w którym nic się nie zmieniło. Stałe tłumaczenie własnych grzeszków jest przecież bardzo wygodne. Zwalnia z poczucia odpowiedzialności, chroni przed wyrzutami sumienia i pozwala w nieskończoność odwlekać moment podjęcia działania. I to jest właśnie błąd, który gubi nas najczęściej. Zamiast działać, czekamy aż motywacja przyjdzie sama. Tymczasem ona jak na złość nie przybywa. I sama na pewno nie przyjdzie. Niestety nie jest wierną przyjaciółką, na której zawsze można polegać, która nigdy nie zawodzi i nie wystawia do wiatru. Przeciwnie. Motywacja to kapryśna złośnica, a do tego – o zgrozo! – trzeba jeszcze o nią zabiegać.

Bez względu na to, czy dopiero planujesz zacząć uprawiać sport, chcesz wrócić do dawnych zdrowych nawyków czy może już jesteś sportowcem w chwilowym kryzysie motywacyjnym, musisz postawić sobie sprawę jasno. To oczywiste, że nie zawsze będzie Ci się chciało. Ale czy zawsze chce Ci się uczyć do kolokwium, sprzątać pokój lub umyć naczynia po obiedzie? Na pewno nie, a jednak to robisz, bo masz poczucie obowiązku. Z ćwiczeniami jest tak samo! Najważniejsze  to odpowiednie nastawienie. Jeśli dopiero zaczynasz, wyznacz sobie osiągalny  cel. Jeśli wiesz, że nie jesteś w stanie robić trzech treningów tygodniowo, zaplanuj dwa. To i tak o dwa więcej niż wówczas, gdy nie zrobisz żadnego. Pamiętaj także, że o wiele łatwiej będzie Ci się zmotywować, jeśli znajdziesz sport, który lubisz.

„Ale kiedy ja z zasady nienawidzę się ruszać!” – powiesz. Taką sytuację też przywidziałam i mam na to rozwiązanie. Na początek wybierz po prostu mniejsze zło, czyli taki rodzaj aktywności, którego najmniej nie lubisz i do której potrafiłbyś się początkowo zmuszać, zanim zdrowy nawyk na dobre wejdzie Ci w krew. To ważne, aby ćwiczenia, które mają się stać Twoją nową codziennością, chociaż w pewnym stopniu sprawiały Ci przyjemność i nie ograniczały się jedynie do przykrego obowiązku, który trzeba odbębnić dla świętego spokoju.

Na pewno znasz powiedzenie, że różnica między lekiem a trucizną polega na spożytej dawce. Kierując się tą zasadą, równowagę należy zachować również w sporcie. Nie przesadzaj więc ze zbyt rygorystycznym, przekraczającym Twoje możliwości kondycyjne, planem treningowym. Lepiej postaw na możliwe do zrealizowania cele. Pozwalaj sobie na odstępstwa od zdrowej diety. Jedno ciastko raz na jakiś czas nie zrujnuje Twojej pracy nad sylwetką, więc nie musisz się za nie karać dodatkowym treningiem. Nie warto popadać w skrajności. Niektórzy, ulegając jednemu niezdrowemu posiłkowi, uznają, że i tak już wszystko stracone i zamiast jednej kostki czekolady zjadają całą tabliczkę. Takie podejście jest irracjonalne. Czy jeśli podczas jazdy autem złapiesz gumę w jednym kole, to z poczucia bezradności przebijesz sobie pozostałe trzy? No jasne, że nie! Dlaczego więc robisz to ze swoim ciałem?

A oto kolejna żelazna zasada, która ułatwi Ci długotrwałe utrzymanie motywacji: nie poddawaj się presji i nie porównuj się z innymi! Porównywanie dotyczy praktycznie każdego aspektu naszego życia. Widok Twoich fit-znajomych, którzy regularnie ćwiczą i zdrowo się odżywiają, może dać Ci potężnego kopa do działania i zachęcić do robienia tego, co oni. Wzajemne motywowanie się jest jak najbardziej w porządku! Dzięki temu czujesz wsparcie innych osób, które dobrze Cię rozumieją. Należy jednak uważać, ponieważ granica między przyjacielską motywacją a niezdrową rywalizacją bywa naprawdę cienka. I tak wspaniała idea wzajemnego wsparcia stopniowo zaczyna przeradzać się w ciążącą presję. A że nam, ludziom, zawsze z większą łatwością przychodzi zauważanie mocnych stron u innych niż u nas samych, to porównywanie się zazwyczaj nie wychodzi nam na dobre. Po prostu nie jesteśmy wobec siebie dość obiektywni, by  dostrzec własne walory. Zawsze czujemy się gorsi, słabsi, mniej zdolni, mniej ambitni, mniej… (tu wpisz dowolną pozytywną cechę). To jednak w ogóle nie pokrywa się z rzeczywistością! Pamiętaj, że nigdy nie będziesz mieć zapału do działania, jeśli cały czas czujesz się niewystarczająco dobry.

Dlatego nie porównuj się. Przestań obserwować na Facebooku trenerów, którzy kreują idealny wizerunek zdrowego stylu życia i wpędzają Cię przez to w kompleksy. Ignoruj bezsensowne opinie innych, które nie wnoszą nic konstruktywnego, a jedynie obniżają Twoją samoocenę. Nie daj podcinać sobie skrzydeł i doceniaj siebie za każdy mały sukces! Każdy z nas przeżywa mniejsze bądź większe spadki motywacyjne. Nawet jeśli naprawdę kochasz to, co robisz i nie możesz żyć bez swojej pasji, czasem zwyczajnie masz dość i chcesz to wszystko rzucić. Jeśli tak właśnie czujesz się teraz – wiedz, że nie jesteś w tym sama! Nie tylko Ty czujesz się przytłoczony. Nie tylko Ty łapiesz czasem lenia. W takich chwilach pamiętaj, że każdy kryzys można, a nawet należy, zażegnać. Dzięki temu stajesz się silniejszy.

Więc dziś mimo wszystko odpal trening. Ugotuj pyszny zdrowy obiad. Pójdź na długi relaksujący spacer. Zrób to dla siebie. Nie dla rodziny. Nie dla partnera. Nie dlatego, że wymaga tego Twoje otoczenie. Nie dlatego, że trener, którego obserwujesz na Instagramie tak radzi. Zrób to z miłości i szacunku do siebie. Bo zasługujesz na wszystko co najlepsze, a aktywny styl życia zapewni Ci zdrowie, lepszą odporność i piękny wygląd. To nie jest droga krótka i łatwa, ale nic, co dobre i wartościowe nie przychodzi bez wysiłku. Mimo trudności – dasz radę! Za każdym razem, gdy brak Ci motywacji, na przekór wszystkiemu powtarzaj sobie, że wytrwasz. To jedyny sposób, by zbudować formę na lata, a nie tylko na lato!

Autorka: Zuzanna Kozłowska
Zdjęcie: Pixabay.com