Początek roku to czas nowych postanowień w myśl powiedzenia „nowy rok, nowy(-wa) ja”. Często wiążą się one z takimi kwestiami, jak rozpoczęcie nowej pracy, osiągnięcie lepszych wyników w nauce… Jednak zdaje się, że najczęstszym postanowieniem noworocznym jest utrata wagi lub rozpoczęcie zdrowszego stylu życia. 

Z takimi obietnicami wkraczamy w styczeń. Zaczynamy chodzić na siłownię, odsuwamy słodkości i fast foody z naszej codziennej diety. Treningi dwa razy w tygodniu przekształcają się w codzienne ćwiczenia; coraz więcej wiemy o tym, co spożywamy. Gdy widać pierwsze efekty, zaczynamy chcieć więcej, jemy mniej, a ćwiczenia stają się naszą obsesją. W końcu przyłapujemy się na tym, że idąc do sklepu, nie widzimy już jedzenia, tylko tabelki z informacjami, a nasz dzień obraca się jedynie wokół posiłków i tego, ile kalorii damy radę dziś spalić poprzez ćwiczenia.

Chociaż zaburzenia odżywiania kojarzymy jedynie z problemami z jedzeniem, jest to choroba o podłożu psychicznym, tak samo jak depresja lub stany lękowe. Mimo to nie poświęca się im tyle uwagi, a takie mity jak „osoby z anoreksją w ogóle nie jedzą” lub „osoby z bulimią jedzą niekontrolowanie dużo i wszystko wymiotują” są powszechne nawet w podręcznikach do biologii.

Spektrum zaburzeń odżywiania jest jednak szersze niż to, o czym zwykle można przeczytać w szkolnych książkach. Jest bardziej złożonym zaburzeniem, nie polega jedynie na niejedzeniu lub spożywaniu ponad umiar. Przede wszystkim jest ono zaburzeniem psychicznym, które objawia się zaburzonymi myślami oraz obrazem samego siebie, doprowadzającymi do problemów z jedzeniem. 

Udało mi się porozmawiać z osobami z różnymi zaburzeniami odżywiania i otrzymać od nich odpowiedzi na pytania dotyczące ich życia oraz perspektywy na ich choroby. 

***

Dlaczego według Ciebie zaburzenia odżywiania wiążą się nie tylko z jedzeniem, ale całkowicie innym stylem życia?

Florian: Kiedy nie kontroluję przyjmowania jedzenia, to czuję, jakbym nie miał kontroli nad całym swoim życiem. Można powiedzieć, że restrykcja daje mi swego rodzaju komfort psychiczny i fizyczny. Poza tym, kiedy nie liczę kalorii, praktycznie zawsze zdarza się, że mam napady objadania się.

Iza: To nie tylko zwykła dieta, to przede wszystkim szalenie męczące myśli, uczucia i schematy; skupianie się na jedzeniu i swoim wyglądzie zabiera wiele czasu.

Zuzia: Poczucie kontroli, jakie dają mi zaburzenia odżywiania – tak naprawdę zawładnęło to całym moim życiem, wywróciło je o 180 stopni i stworzyło moją bańkę, niezdrową strefę komfortu.

Christiane: Wszystko zaczęło się od liczenia kalorii z ciekawości, interesowało mnie, ile co ma kalorii, ale nie przykładałam wagi do tego, ile tak naprawdę jem. Jednak kilka lat później musiałam wysłuchiwać komentarzy rówieśników o mojej rzekomej nadwadze – nie miałam problemów z wagą, moje BMI zawsze było w normie i nigdy nie było nawet blisko nadwagi – wtedy zaczęłam się głodzić. Zaburzenia odżywiania dotknęły mnie w ten sposób, że patrzyłam tylko na liczbę spożytych kalorii. Początki były dosyć łatwe, jadłam po prostu mniej… Tak przynajmniej myślałam. Uważałam, że każdy kalkulator zapotrzebowania kalorycznego kłamie i muszę spożywać maksymalnie 500 kalorii. Myślałam, że głodówka to najlepszy sposób na schudnięcie, a zdrowe zrzucanie wagi jest zbyt trudne i długotrwałe. Cała presja otoczenia, komentarze „Jakbyś schudła, byłabyś ładniejsza”, „Ja bym na Twoim miejscu schudł” sprawiły, że przestałam żyć normalnie. Zaburzenia odżywiania są na tyle toksycznym schorzeniem, że dziękowałam rówieśnikom za te komentarze, mimo że problem leżał po ich stronie. Wiem, że ta choroba to kajdanki, od których mogę się uwolnić, ale nie chcę, bo czuję, że jeszcze na to nie zasługuję.

Małgorzata: Ponieważ wpływa to na moje interakcje społeczne – nie wychodzę z domu, bo boję się, że będę musiała coś zjeść, a nie będę wiedziała, ile to ma kalorii, albo zaplanowałam już, ile kalorii zjem i to stresujące, bo muszę zmieniać cały plan dnia. I najważniejsze – czuję, że w ten sposób mogę mieć kontrolę, przynajmniej nad tą jedną rzeczą w moim życiu.

Amelia: Wydaje mi się, że przez to, że uzależniłam swoje samopoczucie od numerków na wadze i od tego, ile zjadłam. To wpływa na mój cały dzień, przez co nie da się prowadzić życia tak jak zdrowi ludzie. 

Jak zmuszenie do przybrania na wadze albo utraty kilogramów wpłynęło na Twoje zdrowie, relacje i dobre samopoczucie?

Jeremy: Właściwie u mnie to była specyficzna kwestia, poprzedzona inną skrajnością, albowiem nigdy nie dotykały mnie żadne trudności z jedzeniem, zawsze byłem zbyt chudym dzieciakiem, niejadkiem, wiecznie w biegu, skaczącym, biegającym, metabolizm wręcz wzorowy. Z czasem, po pierwszym w życiu przybraniu na wadze w wieku 18 lat, i to w dosyć szybki i niezdrowy sposób, zacząłem coraz częściej słyszeć komentarze ze strony rodziny  ci ludzie nigdy nie byli przyzwyczajeni do obecności kogoś „grubszego” w rodzinie, także myślę, że stąd wynikała ta ich nieumiejętność doboru słów. Wracając do samego procesu utraty wagi jak już wspominałem, był poprzedzony czymś innym. Poprzez niezdrową dietę, problemy z alkoholem i zbyt częste zmiany leków przez lekarza psychiatrę doszło do silnego stanu zapalnego błony śluzowej żołądka, co powodowało ogromny ból, jadłowstręt, mdłości przez większość każdego dnia. Miałem ochotę wymiotować niezależnie od tego, jak niewielki był spożyty posiłek, z czasem zacząłem brnąć w tę rutynę: mój żołądek jest chory, jem małe porcje, ostrożnie. Kiedy zacząłem się leczyć pod tym kątem i przyszedł czas unormowania, nawyki pozostały. Nie ukrywam, chciałem schudnąć, na początku zdrowo, ale, chcąc nie chcąc, jedno popchnęło drugie, potem zafiksowałem się jeszcze bardziej i, że tak to ujmę, wkręciłem w cyferki. W skrócie. Zdrowotnie? Oj, wpłynęło bardzo. Jednak na co dzień nie jestem w stanie stwierdzić, co mi najbardziej dokucza z powodu zaburzeń odżywiania, gdyż towarzyszą mi inne choroby, takie jak choroba Hashimoto, zespół jelita drażliwego, ogólne problemy żołądkowe, nerwica i zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, co kumuluje bardzo dużo czynników fizycznych, gorsze samopoczucie. Nie jestem w stanie tego rozdzielić i przydzielić każdego symptomu do konkretnej choroby. 

Florian: Od pewnego momentu w moim życiu, kiedy to prawdopodobnie byłem „za gruby” w oczach rodziców, na przykład kiedy próbowałem nałożyć sobie dokładkę lub wziąć drugie ciastko, mówili: „Tobie już chyba wystarczy”. Wykształciło to u mnie bardzo niską samoocenę, problemy z akceptacją wyglądu i brak pewności siebie.

Zuzia: Zmuszanie mnie do przytycia zniszczyło moje relacje z rodziną. Brak zaufania i ciągła kontrola odbiły się na mnie źle psychicznie, mimo że wiem, że było to dla mojego dobra.

Małgorzata: Po przybraniu na wadze po okresie kompulsywnego objadania się wpadłam w jeszcze głębszą depresję niż dotychczas. Nie chciałam wychodzić z domu, bo to oznaczało ubieranie się w rzeczy, które już na mnie nie pasowały. Za każdym razem płakałam i czułam obrzydzenie. Gdy siedziałam, wręcz czułam tłuszcz, który mnie porasta, jakby się miał wylać. Mam uszkodzone zęby przez częste wymiotowanie, po zjedzeniu nagminnie czuję potrzebę zwrócenia posiłku. Kiedyś często odcinałam od siebie ludzi, żeby móc w spokoju skupić się na odchudzaniu. Waga jest dla mnie wyznacznikiem mojej wartości, jeśli danego dnia ważę więcej, to cały dzień będę czuć się tragicznie.

Christiane: Co prawda nie byłam zmuszana do przybrania na wadze, jednak moja mama potrafiła rzucać komentarzami o tym, że jestem zbyt chuda, na co zawsze jej odpowiadałam, żeby się uspokoiła. Mogę jednak opisać moment, w którym przybrałam na wadze przez niekontrolowany głód, który mi towarzyszył pod koniec grudnia. Przytyłam wtedy cztery kilogramy, codziennie obwiniałam się za to, co zrobiłam i jak bardzo nie zasługuję na cokolwiek. Jeżeli chodzi o relacje, czułam się bardzo dziwnie, jedząc wśród innych, bo miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i myślą o tym, że jestem gruba i po co w ogóle jeszcze jem.

Jak zaburzenia odżywiania wpłynęły na Twoje codzienne funkcjonowanie?

Jeremy: Ze względu na towarzyszący moim zaburzeniom odżywiania autyzm i OCD jestem bardzo silnie przywiązany do rutyny. Zawsze dokładnie wykonuję te same czynności, te same zestawy ćwiczeń, specyficzne czynności po ćwiczeniach (takie jak np. wypicie kawy i zapalenie papierosa po pierwszych spalonych 200 kaloriach, następnie kolejna seria, a potem godzina robienia kroków po domu, później śniadanie), wszystko o konkretnych porach. Bardzo zwracam uwagę na godziny i liczby, wszędzie są cyferki. Jestem poirytowany i opryskliwy, kiedy jakiś dzień muszę zaplanować inaczej bądź mam jakieś spotkanie  cokolwiek, co zmienia moją rutynę.

Zuzia: Stałam się bardzo słaba, męczy mnie każda czynność – utrzymywanie niskiego BMI ma ogromną cenę. W dodatku podupadłam na zdrowiu i na pewno spowodowało to nawroty depresji.

Christiane: Wpłynęły dosyć dziwnie, nigdy nie byłam zorganizowana, ale jeżeli chodzi o jedzenie, diametralnie się to zmieniło. Potrafię planować posiłki nawet tydzień do przodu, a kiedy coś nie idzie po mojej myśli, zaczynam panikować. Codziennie rano obliczam, ile godzin będę bez jedzenia i czy opłaca się przedłużyć to do całodobowej czy nawet dłuższej głodówki. Przez zaburzenia zaczęłam się często katować ćwiczeniami, które potrafiły się kończyć wymiotami. Choroba wpłynęła też na moje postrzeganie siebie – uważam, że nie zasługuję na przyjaciół, bo jestem zbyt gruba, a będę zasługiwać, kiedy wystarczająco schudnę.

Kacper: Przede wszystkim staram się unikać jakichkolwiek okazji związanych z jedzeniem, co jednocześnie sprawia, że mam mniej szans na wyjścia ze znajomymi, ponieważ się zwyczajnie boję. Wyrobiła mi się też pewna rutyna (na co wpływa też spektrum autyzmu), która polega na planowaniu jednego konkretnego dnia, w którym mogę zjeść ile chcę, innego, podczas którego będę ćwiczył… Na pewno mogę powiedzieć, że nie wpłynęły one dobrze na moje funkcjonowanie – strach przed zjedzeniem jakiejkolwiek przekąski, jeżeli mam ją zjeść w dniu nieprzeznaczonym do tego, poczucie winy, gdy nie ćwiczyłem akurat w dniu, w którym sobie ustaliłem, psychiczny dyskomfort przy jedzeniu po godzinie 18:00.

Małgorzata: Mój dzień to czekanie od posiłku do posiłku, co wieczór planuję następny dzień, muszę unikać konkretnych produktów, bo kojarzą mi się one z okresem bulimii i często wywołują b/p [ang. binge-purge: niekontrolowane spożycie dużych ilości jedzenia, następnie wymiotowanie – przyp. autorki]. Gdy zaczynam liczyć kalorie, to mimo obietnic, że tym razem będę jeść zdrowo, zawsze kończę systematycznie ucinając liczbę posiłków. 

Florian: Dużo czasu musiałem spędzać odważając składniki do posiłków, ale wraz z praktyką robię to coraz szybciej. Czasem, kiedy jestem z rodzicami w jakiejś restauracji, gdy nie wiem, co zamówić, a nic nie brzmi dobrze i nie wiem, jak mógłbym oszacować kalorie, wpadam w histerię. Dlatego wolę unikać jedzenia na mieście.

Iza: Znacznie mniej się ruszam – nie mam na to siły – ciągle jest mi zimno, nie daję rady z nauką, musiałam przestać nawet czytać książki.

Amelia: Tak jak nadmieniłam przy pierwszym pytaniu, kiedy uzależniasz swój dzień od swojego wyglądu, nie przebiega on normalnie. Ciągle z tyłu głowy masz to, że waga była rano wyższa, że odstaje brzuch lub uda wyglądają na grube, kiedy siedzisz. Takie myśli utrudniają nawet podstawowe czynności. 

Jakie są najgorsze aspekty zaburzeń odżywiania, które odczuwasz na co dzień?

Jeremy: Sądzę, że jest to wieczne rozdrażnienie i lękliwość, że nie zdążę spalić odpowiedniej ilości kalorii, nie zdążę z posiłkami, również przeszkadza mi zimno (na co też wpływają problemy z tarczycą), muszę zakładać znacznie więcej warstw ubrań w obawie przed omdleniem z zimna, które zdarzyło mi się dwukrotnie jeszcze za czasów sprzed choroby. 

Zuzia: Ciągła słabość, która mi towarzyszy, strach przed jedzeniem, przytyciem, błędne poczucie kontroli, utożsamianie swojego samopoczucia z tym, co pokazuje waga.

Christiane: Najgorszy aspekt to zdecydowanie brak cieszenia się chwilą i ciągłe myśl o cyferkach. Nigdy nie sądziłam, że specjalnie nie będę jeść cały dzień czy dwa, żeby z kimś się spotkać. Kiedy gdzieś wychodzę, często nic nie jem, bo boję się, że będę zmuszona do przekroczenia mojego limitu. Nie raz tak miałam, że bałam się spotkać ze znajomymi na obiad czy jakieś luźne wyjście do McDonalda, bo wszystko ma kalorie. Z jednej strony czujesz, że jak nic nie zjesz, to będzie dziwne, ale jeżeli już zaczniesz, to ktoś pomyśli, że jesteś za gruby(-ba), aby jeść. Najprostszym sposobem na to jest odwołanie spotkania. Często też dokuczało mi rezygnowanie z rodzinnych spotkań obiadowych. Znajdowałam zawsze jakąś wymówkę, żeby na nie nie pójść – widok kotletów smażonych na głębokim oleju mnie przerażał.

Kacper: Myślę, że jednymi z najgorszych aspektów, jakich doświadczałem i doświadczam w tym momencie, są szybkie męczenie, zmiany rytmu bicia serca (jest to jedna ze straszniejszych według mnie rzeczy – zwyczajnie się boję, że coś mi się stanie), ogromny ból nóg, przede wszystkim w kolanach i okolicach. Występują także niedobory witamin, żelaza i trudności z trawieniem.

Małgorzata: Chyba stan zębów – nie jest okropny, ale muszę na nie uważać, nie mogę jeść twardych rzeczy. 

Florian: Pewnego rodzaju izolacja. Kiedy ktoś chce mnie czymś poczęstować, a ja odmawiam lub biorę, po czym od razu włączam aplikację, żeby jakoś oszacować kalorie. A także brak siły z powodu zbyt małej ilości przyjmowanej energii.

Iza: Ciągłe omdlenia, osłabienie, nudności, zawroty głowy, myśli samobójcze, kiedy zacznę myśleć o swoim wyglądzie i wadze – jestem na granicy niedowagi, a ciągle mam poczucie, że jestem zdecydowanie za gruba.

Amelia: Najgorszym aspektem fizycznym jest ogólne osłabienie organizmu. Chciałabym spotykać się ze znajomymi bez obawy przed tym, że zaraz się przewrócę albo zwymiotuję. Najgorszy aspekt psychiczny to ogólne skupienie na kaloriach i wadze. Kiedy moi rówieśnicy planują, gdzie wyjść albo co zjeść na obiad, ja myślę o tym, ile kalorii miał napój, którego przed chwilą się napiłam. 

Jakie są Twoje doświadczenia z terapią lub inną formą pomocy w leczeniu zaburzeń odżywiania?

Małgorzata: Moja była psychiatrka miała na względzie, żeby nie dawać mi leków, które powodują wzrost masy ciała, poza tym nie sięgałam po pomoc, bo uważałam, że nie jestem chora.

Iza: Beznadziejne, w tym kraju odpowiednią pomoc jest szalenie trudno uzyskać.

Amelia: Leczenie często nie skupia się na naszym zdrowiu psychicznym, a jedynie doprowadzeniu nas do wagi, która nie zagraża życiu. Wielu lekarzom nie zależy na tym, czy nasza głowa jest zdrowa, tylko na tym, czy mieścimy się wagowo w normie centylowej. 

Czemu decyzja o podjęciu leczenia jest tak trudna dla osoby chorej?

Jeremy: To naturalne, że ludzie boją się zmian, nie lubią nieznanego, wolą trzymać się tego, co jest w rzeczy samej dyskomfortem, ale daje im poczucie komfortu, jakkolwiek by to absurdalnie nie zabrzmiało. Ciężko oderwać się od rutyny, stałości, ideału i dążenia do ślepych celów, u wielu osób to również kwestia tego, że stracą coś, co napędza je do działania, zapalnik, którym było poczucie kontroli, a zaburzenia na tym się głównie opierają  kiedy kontrola jest nagle odbierana, zaczynają się chaos, lęk, panika i stres. To jest tego sęk, boimy się oddać tę kontrolę ludziom, którzy chcą nam pomóc, żeby to oni mieli kontrole, a nie zaburzenie.

Zuzia: Znowu winne jest to błędne poczucie kontroli, które zawładnęło naszym życiem, strach przed utraceniem swoich „osiągnięć”.

Christiane: Leczenie u osoby chorej jest bardzo trudne. Przeważnie osoby chore wpadają w tego typu zaburzenia, ponieważ mają problem z akceptacją swojego ciała. Uważają one, że są otyłe, co czyni je „brzydkimi”, a jeśli odważą się one na leczenie, to znowu wrócą do punktu wyjścia. „Nie mogę rozpocząć leczenia, bo muszę jeszcze schudnąć”, „Jeśli zacznę się leczyć, to znowu będę gruba”, „Nie jestem chora, bo nie jestem chuda” – takie myśli towarzyszą osobie chorej, a przynajmniej mi.

Kacper: Uważam, że najtrudniejsze jest wyjście ze strefy komfortu – nie oszukujmy się, dla wielu z nas ta choroba jest właśnie takim „komfortem”, którego się trzymamy. Drugim powodem jest utrata kontroli – wybierając drogę leczenia, decydujemy się również na to, że przestaniemy liczyć kalorie, przestaniemy wywoływać wymioty, ograniczać jedzenie, brać środki przeczyszczające, co jest zwyczajnie trudne, gdyż w pewnym sensie „zabiera” nam możliwość kontrolowania aspektu naszego życia. Kolejny powód to bardzo często towarzysząca zaburzeniu niska samoocena i przekonanie, że nie zasługuje się na wyzdrowienie. Ostatnią rzeczą, jaką zaobserwowałem u siebie i znajomych, jest strach przed przejściem z jednego zaburzenia w drugie. Przykładowo: strach przed przejściem z anoreksji w bulimię, z anoreksji w kompulsywne objadanie się, z bulimii w kompulsywne objadanie się i tak dalej, można by jeszcze wymieniać.

Małgorzata: To często oznacza przytycie, co jest zaprzeczeniem tego, co robiło tak długo, do czego się przyzwyczaiło – chudnięcia. W wypadku bulimii czy kompulsywnego objadania się, poniekąd wpada się w rutynę. Przyzwyczajenie „zjedzone, więc czas na wymioty” trudno jest przezwyciężyć. Dla przykładu, na początku leczenia bulimii było mi niedobrze po każdym posiłku.

Florian: Najczęściej po długim czasie bycia konsumowanym przez chorobę, osoba chora zapomina, jak to jest być zdrowym. Rzeczywistość w chorobie jest dla niej tak oczywista i komfortowa, że nie chce jej zmieniać, nie widzi w tym sensu. Poza tym restrykcyjne zaburzenia odżywiania nigdy nie są nasycone. Pierwszy cel chudości, gdy się do niego dotrze, okazuje się niewystarczający, nie taki, jak sobie wyobrażaliśmy, i choroba mówi, żeby brnąć w to dalej. Chorzy często nie uważają, że są w wystarczająco poważnym stanie, aby podjąć leczenie, nawet jeśli inni to spostrzegają i uważają ich stan za krytyczny, bo w pakiecie z zaburzeniami jest dysmorfia ciała, więc chory nie widzi, jak dokładnie wygląda, ma ten obraz zaburzony i dopowiada sobie tłuszcz tam, gdzie go nie ma.

Iza: Zaburzone myśli i zachowania dają poczucie bezpieczeństwa, komfort; silne przekonanie, że nie ma się wystarczająco poważnych problemów sprawia, że chce się być w jak najgorszej sytuacji – żeby w końcu „zasłużyć” na pomoc.

Jaki jest według Ciebie najlepszy sposób, aby pomóc osobie z zaburzeniami odżywiania? Jakie jest najskuteczniejsze wsparcie dla takiej osoby?

Jeremy: Przede wszystkim edukacja na temat zaburzeń, odpowiednie książki, materiały do czytania, filmy – jest bardzo dużo treści w sieci, które umożliwiają takim osobom zapoznanie się i oswojenie z tym problemem. Uczą w jaki sposób rozmawiać i pomagać, a czego nie robić – moim zdaniem to podstawa. A jeżeli osoba chora ma chęci, sama może przedstawić bliskim jak rozmawiać, czego nie mówić i jak ją wesprzeć.

Zuzia: Bycie przy takiej osobie i pokazywanie, że ma w nas wsparcie, pomaganie przy przełamywaniu niechęci do posiłków.

Christiane: Moim zdaniem najlepszym, co może pomóc osobie chorej, jest czas. Potrzeba czasu, żeby taka osoba wróciła do normalnego trybu życia. Trzeba dać jej dużo wsparcia, starać się przynajmniej zrozumieć, dlaczego to wszystko się stało. Czasami mijają miesiące, a nawet lata, żeby dojść do sedna sprawy i wyjść z tej choroby. Im głębiej osoba jest w to wciągnięta, tym dłuższy może być okres jej leczenia. Problem z odżywianiem to nie tylko objawy fizyczne, ale i psychiczne, a sama choroba jest śmiertelna.

Kacper: Najlepszym sposobem jest bycie przy takiej osobie, bycie jej wsparciem, jednocześnie bez natarczywych zachowań, takich jak zmuszanie do jedzenia (co bardzo często tylko pogarsza sprawę, tak samo jak przymusowa hospitalizacja). Powinniśmy stworzyć dla osoby chorej przestrzeń, w której może poczuć się bezpiecznie i komfortowo – uważam, że to najważniejsze rzeczy w zapewnieniu nam pomocy, abyśmy mogli się otworzyć na dalsze formy pomocy, takie jak terapia. 

Małgorzata: Na pewno unikać stwierdzeń jak „Teraz dobrze/zdrowo wyglądasz” w stosunku do osób, które starają się przezwyciężyć chorobę; dla nich jest to równoznaczne z „Przytyłeś(-łaś) i to widać”.

Florian: Na pewno nie komentować i nie mówić „Wow, super już wyglądasz”. W momencie, gdy osoba odbudowywuje masę ciała, jest to strasznie zachęcające do powrotu, bo wiele osób wcale nie chce „dobrze” wyglądać. Na pewno też nie zmuszanie do jedzenia i mówienie „Zjedz dla mnie”, bo jeśli jesteś bliską osobą dla chorego, to wywołasz u niego wyrzuty sumienia, a poza tym zaburzenia odżywiania wcale nie polegają tylko na głodzeniu się. Moim zdaniem powinno się pokazać, że jest się dla tej osoby do dyspozycji, gdyby chciała wsparcia, dać znać, że nam na niej zależy. Żadnego zmuszania do leczenia, bo jeśli osoba sama nie podejmie tej decyzji, to zrobi wszystko, co w jej mocy, byle zakłamać wyniki lub się wykręcić.

Iza: Odpowiednia psychoterapia, powtarzanie, że problemy tej osoby są poważne, że widzi się jej cierpienie, że zasługuje na pomoc. Ogólne ciepło, uwaga, wysłuchiwanie, edukowanie się w temacie.

Amelia: Przede wszystkim osobie, która nie chce się leczyć, nie pomoże się na siłę. To pogarsza tylko stan i psuje relacje. Wydaję mi się, że najlepszym sposobem jest po prostu bycie przy osobie, która naprawdę chce pokonać tę chorobę. Pokazanie jej, że świat nie musi się kręcić wokół kalorii i jedzenia oraz jej wyglądu. Myślę, że to najlepsze, co można zrobić dla osoby z zaburzeniami.

Co chciałbyś/chciałabyś, aby inni wiedzieli o zaburzeniach odżywiania?

Jeremy: Uważam, że zaburzenia odżywiania to najtrudniejszy temat do przedstawienia społeczeństwu, ludzie widzą tylko proste schematy i najczęściej reagują w nieodpowiedni sposób. Na wzmiankę o zaburzeniach odżywiania, pierwsze, co pojawi się w głowie dużej części społeczeństwa, to myśl pokroju: „Głodzi się? Albo wymiotuje? Ale żałosne! Po co to robi? Wygląda okropnie. Nie widzi tego?”. Tak jakby istniały tylko dwa zaburzenia odżywiania i nic pomiędzy. Częsta jest również reakcja: „Ma zaburzenia odżywiania? Przecież wygląda normalnie”. Ludzie powinni być uświadamiani, że to choroba psychiczna, która siedzi w głowie, nie w wadze. Owszem, może być skutkiem wagi, ale nie zawsze. Uważam też, że powinno się więcej edukować ludzi o tym, że zaburzenia odżywiania to szeroki wachlarz różnych trudności, nie tylko tych związanych z anoreksją lub bulimią. 

Christiane: Co chciałabym, żeby ludzie wiedzieli? Że zaburzenia odżywiania nie wyglądają tak, jak w internecie się je kreuje. Natrafiłam ostatnio na post, pod którym grupa ludzi rozmawiała o zaburzeniach. Jeden z użytkowników pod zdjęciem chudej dziewczyny napisał, że nie ma ona problemów z odżywianiem, jest po prostu szczupła, a kobiety lubią sobie dopowiadać problemy. Problemy odżywiania to nie tylko wygląd, ale i myślenie, które towarzyszy osobie chorej.

Kacper: Chciałbym, aby ludzie wiedzieli, że nie jest to coś, co sami sobie wybieramy – nie jest to żadna dieta, ścieżka, którą podążamy dobrowolnie. To choroba, która może nas zabić. Drugą rzeczą jest to, że każdy może na tego typu zaburzenia zachorować bez względu na swój wiek, płeć oraz wagę i wygląd ciała, przykładowo: mimo że obraz osoby z anoreksją widziany przez społeczeństwo to bardzo wychudzona osoba, najczęściej nastolatka, to tak naprawdę wielu z nas ma sylwetki, które uchodzą za „normalne” i wbrew pozorom nie tylko dziewczyny chorują, czego jestem przykładem.

Małgorzata: To nie żadne widzimisię, to poważna choroba utrudniająca życie. To, że ktoś nie ma widocznej niedowagi, nie oznacza, że nie cierpi.

Florian: Na pewno, że nie jest to coś, co się da wyłączyć i co robimy dla uwagi. Chciałbym, żeby była większa świadomość na temat tych zaburzeń, żeby nie było sytuacji, gdy, na przykład, chcąc się podzielić swoimi trudnościami, spotykam się z odpowiedzią: „Po prostu zjedz”. Również to, żeby ludzie nauczyli się, że nie ma tylko anoreksji i bulimii, są też inne zaburzenia.

Iza: Jeśli ktoś odmawia leczenia – niechęć i lęk przed leczeniem to bardzo duża część tej choroby – nie jest to do końca świadomy wybór. Osoby z zaburzeniami odżywiania zwykle mają poczucie, że nie są „wystarczająco chore” i nie zasługują na pomoc, dlatego chcą jak najbardziej schudnąć, tak żeby ktoś się nimi w końcu zainteresował. Komentowanie wyglądu takich osób? Absolutnie nie powinno się tego robić, nawet jeśli ma być to niewinne „Ślicznie dziś wyglądasz”.

Amelia: Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że to jest realna i śmiertelna choroba. To nie jest to, co pokazywane jest w internecie – urocze koszulki, małe porcje jedzenia i słodkie, szczupłe dziewczyny. To uzależnienie swojego humoru od wagi, ciągłe myśli o jedzeniu, wymyślanie wymówek, aby uniknąć posiłku. To choroba, która nie powinna być romantyzowana, bo jej skutki są tragiczne. 

***

Zaburzenia odżywiania, takie jak anoreksja, bulimia czy zaburzenia jedzenia kompulsywnego, stanowią złożony problem zdrowia psychicznego, który dotyka coraz większej ilości osób na całym świecie. Niezależnie od odmiany, wspólnym mianownikiem tych zaburzeń jest negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, emocjonalne i fizyczne osoby chorującej. Anoreksja charakteryzuje się ograniczeniem spożycia pokarmów, prowadząc do znacznej utraty wagi i poważnych konsekwencji zdrowotnych. Bulimia wiąże się z cyklicznym spożywaniem dużych ilości jedzenia, a następnie próbami skompensowania tego poprzez wymioty, co również niesie ze sobą ryzyko dla organizmu. Zaburzenia jedzenia kompulsywnego objawiają się utratą kontroli nad ilością spożywanego jedzenia, co może prowadzić do nadwagi i otyłości. Wyróżnia się także nieokreślone zaburzenia odżywiania (ang. eating disorder not otherwise specified, EDNOS), związane z emocjami, które mogą być połączeniem tych wcześniej wymienionych. Każda z tych chorób zagraża życiu, bez względu na wygląd czy wagę osoby chorej. W celu zminimalizowania występowania zaburzeń odżywiania i poprawy jakości życia osób dotkniętych tym problemem, niezbędne jest zwiększenie świadomości społecznej na ich temat, edukacja w tym zakresie oraz dostęp do specjalistycznej pomocy psychologicznej i medycznej. Tylko poprzez zintegrowane działania społeczności medycznej, psychologów, pacjentów i społeczeństwa jako całości, możemy skutecznie przeciwdziałać zaburzeniom odżywiania i wspierać osoby zmagające się z tym problemem. Najlepszym sposobem na wyjście z choroby jest profesjonalna terapia, prowadzona przez terapeutów, którzy są specjalistami w tej dziedzinie. Ważne jest wsparcie od osób bliskich, ale przyjaciele czy rodzina nie powinni pełnić roli terapeuty. Warto jest mieć przy sobie kogoś, kto będzie wspierał i rozumiał, a nie tylko próbował zmusić do podjęcia leczenia. 


Tekst: Maja Fidler
Rozmawiała: Maja Fidler
Zdjęcie: Marta Michalik